lederboard

Frida Kahlo oczami Martyny Kliszewskiej

„To, co mnie najbardziej interesuje, to pokazanie świata kobiety malarki, w którym zawsze aspekt płci silnie konkuruje z aspektem twórczym. Dzięki tekstowi sztuki mogę przyjrzeć się kulturowym obciążeniom, jakie ciążyły i w pewnym sensie nadal ciążą na kobietach” – opowiada o najnowszej sztuce „FRIDA. Życie Sztuka Rewolucja” Martyna Kliszewska, która gra w niej główną rolę.

.

 

W sztuce napisanej i wyreżyserowanej przez Jakuba Przebindowskiego „Frida. Życie Sztuka Rewolucja” wcielasz się w rolę słynnej Fridy Kahlo. Skąd pomysł, aby za pomocą sztuki teatralnej opowiedzieć o tej meksykańskiej malarce? 

Jestem bardzo ciekawa każdej kobiecej twórczości. Patrząc na życie takich artystek jak Frida Kahlo, Georgia O’Keeffe czy Katarzyna Kobro widzę, jak trudno było im uzyskać właściwe miejsce w zdominowanym przez mężczyzn świecie sztuki. Kobieta, która z malarstwa czyni swój zawód, bywa ciągle postrzegana dziwnie, chociaż Akademie Sztuk Pięknych w przeważającej liczbie zapełniają kobiety. Ciekawa jestem, dlaczego tak jest i kiedy się to zmieni. W tym kontekście twórczość i postawa Kahlo dla wielu z nas wciąż pozostaje wzorem. Grając tę rolę, próbuję przybliżyć się do jej osoby i do problemów, które po części są problemami każdej z nas. Pewne zewnętrzne podobieństwo zyskuję dzięki charakteryzacji i kostiumom, ale to tylko punkt wyjścia. To, co mnie najbardziej interesuje, to pokazanie świata kobiety malarki, w którym zawsze aspekt płci silnie konkuruje z aspektem twórczym. Dzięki tekstowi sztuki mogę przyjrzeć się kulturowym obciążeniom, jakie ciążyły i w pewnym sensie nadal ciążą na kobietach. Frida „chodziła” za mną od dawna. Na jej temat pisałam nawet pracę na ASP. Okazuje się, że malarki muszą mieć podwójną siłę i determinację, by przetrwać. Na pewno dzięki swojej aktywności twórczej wiem, co to znaczy stać przed czystym płótnem, wejść w ten samotny proces, jakim jest malowanie w sposób szczery bez chęci przypodobania się publiczności bądź krytyce.

No właśnie. Jesteś absolwentką krakowskiej Szkoły Teatralnej i łódzkiej ASP. Skąd Twoje zamiłowanie i pasja do aktorstwa?

Ze środka, z wewnętrznej potrzeby wyrażania siebie. Odkąd pamiętam lubiłam występować czy to przed rodziną, czy przed znajomymi, ale też w wolnym czasie ciągle coś majstrowałam, ulepszałam, malowałam. W którymś momencie rodzice doszli do wniosku, że muszę wykonywać jakiś artystyczny zawód. Ponieważ nie ma średniej szkoły teatralnej, zdawałam do liceum plastycznego w Bielsku-Białej, na wydział tkaniny i to się udało. Chodząc do plastyka równocześnie uczęszczałam do kółka teatralnego. Z Bielska bardzo często jeździliśmy na przedstawienia do Teatru Starego w Krakowie. W pewnym momencie stało się dla mnie jasne, że nie wybiorę ASP, tylko Szkołę Teatralną ale i tak w końcu studiowałam na obu uczelniach.

Malarstwo to Twoją wielka pasją. Od kiedy malujesz? I co chcesz przekazać poprzez swoją sztukę?

To prawda. Malarstwo zawsze było dla mnie ważne. W liceum zdobyłam nawet nagrodę w ogólnopolskim konkursie malarskim ale do malowania obrazów musiałam dojrzeć. Zaraz po skończeniu szkoły teatralnej praca na scenie pochłonęła mnie na dobre. Pracowałam dużo, wciąż wchodząc w nowe premiery. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam tęsknić za malarstwem. Zrozumiałam, że to rodzaj wolności, której często brakuje mi w teatrze. Dzięki malarstwu, nabrałam więcej dystansu do aktorstwa i odwrotnie. Co nie znaczy, że którekolwiek traktuję jak coś mniej ważnego. Nie rozgraniczam i nie wartościuję tych pasji. Obie moje aktywności twórcze są dla mnie równie ważne. Chociaż obie są o siebie zazdrosne.

Skąd czerpiesz inspirację do swoich prac?

Z natury. Zachwyca mnie jej zmienność, dzikość, organiczność. Urodziłam się na Śląsku i choć śląski pejzaż, często postrzegany jest jako wyłącznie przemysłowy dla mnie wręcz przeciwnie, był pejzażem pełnym kolorów i to kolorów natury. Z okien mojego domu widziałam z jednej strony szyb kopalni Emma, z drugiej piękny las. Moja babcia bardzo dbała o przydomowy ogród. Chodziłam do szkoły podstawowej, która znajdowała się w lesie. Mieliśmy piękny sad. Żywość natury, jej energia, siła od zawsze stanowiła dla mnie inspirację i bodziec do tworzenia. W swoim malarstwie nie przedstawiam świata 1:1. To raczej próba oddania emocji, myśli wyrażonych kolorem i formą. Często łapię się na tym, że podczas malowania uśmiecham się. Radość tworzenia daje mi bezgraniczną wolność i mam nadzieję, że to widać w moich pracach. Zapewne stąd tak silna afirmacja koloru, która w zdecydowany sposób charakteryzuje moje obrazy.

Dlaczego twierdzisz w licznych wywiadach, że Frida jest osobowością nieprawdopodobną pod wieloma względami?

Kalectwo i wieloletnia choroba stały się przyczyną, dla której Frida zajęła się malarstwem. W ciągu swojego życia przeszła 36 operacji. Malowała więc w łóżku, na specjalnie skonstruowanych sztalugach, malowała na wózku inwalidzkim i oczywiście siedząc na krześle w chwilach, kiedy czuła się lepiej. Żyła na przekór przeciwnościom losu i walczyła każdego dnia w taki czy inny sposób. Nie poddała się nigdy! W swoich ubiorach z uwielbieniem podkreślała wszystkie możliwe atrybuty kobiecości, wykorzystując do tego biżuterię, ubrania, kwiaty czy wstążki, które z czasem stały się jej znakiem rozpoznawczym. Połączyła meksykańskie stroje z różnych regionów kraju, tworząc w ten sposób swój własny. Jej sztukę cechuje przede wszystkim ogromna szczerość. To jest to, co zawsze było mi najbliższe w sztuce. Myślę, że w ogóle obraz, jego siła opiera się na szczerości. Mniej istotny wydaje się temat, środki formalne tylko właśnie prawda, prawda autora, która potrafi nas poruszyć, przykuć uwagę. W przypadku Fridy temat obrazu jest nierozerwalnie związany z jej osobą. Dlatego jej malarstwo jest istotne, a czasami nawet wstrząsające.

Jak to jest być żoną aktora i reżysera? Rywalizujecie ze sobą o rolę, popularność?

Nie rywalizujemy ze sobą o role, bo rzadko się zdarza, żeby kobiety grały mężczyzn i odwrotnie! Chociaż, co ja mówię, we współczesnym teatrze zdarza się to teraz bardzo często (śmiech). Nam się to nigdy nie przydarzyło… A ponieważ oboje realizujemy się jeszcze na innych polach, nie zajmujemy się tym. Jest jeszcze tyle do zagrania, namalowania, mamy ciągle nowe pomysły. W większości wspólne, więc po co tracić na to czas. Myślę, że siłą naszego związku jest obopólne wspieranie się. Kuba jest moim największym przyjacielem. Podziwiam go za talent, intelekt i poczucie humoru. Kuba pisze sztuki teatralne, muzykę do teatru, jest aktorem, reżyseruje. Jego sztuki wzbudzają aplauz. Zazwyczaj to inteligentne komedie, na których publiczność znakomicie się bawi ale bywają też sztuki poważne jak „Być jak Elizabeth Taylor” czy najnowsza „FRIDA Życie Sztuka Rewolucja” równie gorąco przyjmowane przez widzów.

Spełniasz się także jako szczęśliwa mama. Co macierzyństwo zmieniło w Twoim życiu?

W pewnym momencie bezgranicznie zapragnęłam dziecka i kiedy córka pojawiła się na świecie, oddałam jej się bez reszty. Odstawiłam na jakiś czas pracę i absolutnie tego nie żałuję – mamy niesamowitą nić porozumienia. Bycie mamą to przekazanie cząstki samego siebie innej istocie. Każda decyzja od tej chwili podejmowana jest wobec niej. Dziecko na pewno wpływa na dojrzalszą ocenę rzeczywistości i zmienia perspektywę patrzenia na wiele spraw. Dopiero jako matka poczułam się sobą w dorosłej, pełnej wersji. Silniejsza.

Czego jeszcze możemy i powinnyśmy się uczyć od naszych dzieci?

Spontaniczności. Otwartości na innych i oryginalności w postrzeganiu świata. Sama często łapię się na tym, że zapominam, jaką frajdą jest zwykła chwila, którą dzieci potrafią docenić, a która w dorosłym już życiu staje się niezauważalna. Zabawa, zwyczajne bycie razem. Poza tym, kto potrafi tak trafnie i ujmująco wyrażać uczucia, komentować rzeczywistość, jak nie dzieci właśnie.

Jesteś kobietą, która kieruje się w życiu intuicją, sercem, idzie na żywioł? Czy raczej masz wszystko dokładnie zaplanowane i idziesz za głosem rozumu?

Jak już wspomniałam, szczerość to dla mnie główny wyznacznik aktywności twórczych. W niej mieści się też żywiołowe działanie i intuicja, ale oczywiście jestem osobą odpowiedzialną i sumienną. Nie pozostawiam spraw na tzw. ostatnią chwilę. Raczej staram się być z wszystkim o krok do przodu, pozostawiając sobie szansę na zareagowanie w razie nieprzewidzianych okoliczności. Z wiekiem to się nasila i wydaje mi się, że upodabniam się coraz bardziej do mojej mamy, która na dworcu jest zwykle dwie godziny wcześniej, „bo nie wiadomo, co się wydarzy”.

Jeśli chodzi o malarstwo, to owszem, planuję temat obrazu, ale w trakcie malowania nie ograniczam się. Ten proces jest wolny, trwa. Uwielbiam to. To ekscytujące, kiedy zaczynam pracę i nie wiem, dokąd mnie zaprowadzi. Ten element twórczy jest dla mnie kluczowy. W aktorstwie jest trochę inaczej ponieważ to zwykle praca zespołowa. Jest się zależnym od partnera, przestrzeni, w końcu spektakl to suma kilku twórczych wpływów.

Najbardziej zwariowana rzecz, którą zrobiłaś do tej pory w swoim życiu?

Kiedyś, wstałam rano i pomyślałam, że chciałabym zobaczyć „Pocałunek” Gustava Klimta na żywo. Chociaż miałam w tym dniu zajęcia w szkole, postanowiłam pojechać autostopem na wagary do Wiednia. Brzmi niewiarygodnie, ale to prawda. Pożyczyłam pieniądze i ruszyłam w drogę. Trzy dni spędziłam w Wiedniu, obejrzałam kilka wystaw i wróciłam. Dzisiaj bym już stopem nie pojechała, na samą myśl o tym mam dreszcze… Ale wtedy wydawało mi się to normalne. Czasy były też zupełnie inne.

To prawda. Serdecznie dziękuję za rozmowę. Trzymam kciuki za wszystkie Twoje projekty. 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Akceptuję zasady Polityki prywatności