Mohammad Zahoor. Miliarder ze stali


Mohammad Zahoor, dzięki gruntownemu wykształceniu, ciężkiej pracy, szczęściu i – jak sam zaznacza – wsparciu Boga, osiągnął nieprawdopodobny sukces w dziedzinie metalurgii i został multimilionerem. Dzisiaj ma wszystko, co kojarzy się z szeroko rozumianym luksusem. Własny hotel, klub piłkarski, willę ze złotymi tapetami i zdobieniami, prywatne jachty, samolot… I jest żywym przykładem na to, że „americandream” spełnia się nie tylko w Ameryce.

 

W wieku 19 lat przyjechał Pan zupełnie bez pieniędzy z Karaczi do Rosji. Jak mógłby Pan opisać swoje życie w tamtym momencie?

– Byłem zwykłym studentem. A studenci żyją zazwyczaj z dnia na dzień. Nie myślą o przyszłości, a nawet o tym, co wydarzy się jutro. Uczyłem się ponadprzeciętnie, dzięki czemu wygrałem stypendium naukowe ufundowane przez rząd Pakistanu. Wtedy nie miałem jeszcze nawet żadnych pomysłów na to, kim mógłbym zostać w przyszłości.

Więc kiedy i jak zrodził się ten pomysł?

– Po studiach w Doniecku wróciłem do Pakistanu, ponieważ podpisałem pięcioletni kontrakt z rządem. Po jego wygaśnięciu opuściłem swoją ojczyznę i dołączyłem do przedsiębiorstwa zajmującego się handlem stalą i innymi tworzywami w Moskwie. Przez kilka kolejnych lat współpracowałem z partnerem z Tajlandii. Wtedy w Związku Radzieckim rozpoczął się burzliwy etap przekształceń systemu socjalistycznego. Po pierestrojce moje kwalifikacje były pożądane w interesującej mnie branży. Udało mi się również wygrać przetarg na hutę w Doniecku, która uległa prywatyzacji. To było po prostu szczęście, że znalazłem się we właściwym miejscu, we właściwym czasie.

Czy marzenia o byciu milionerem wydawały się wtedy realne?

Nigdy o tym nie marzyłem! To po prostu dar, który otrzymałem od Boga. Myślę, że na świecie jest dużo więcej mądrzejszych i bardziej zasłużonych ludzi ode mnie, a zamożność to coś, co Bóg zechciał mi oferować.

Istnieje uniwersalna recepta na sukces?

– Nie ma uniwersalnego przepisu na sukces, ale jedna rzecz jest ważna i można ją odnieść do każdej życiowej sytuacji, problemu. To szczęście. Mnie pomogło także wsparcie Boga. Jeśli posiadasz te dwie rzeczy, a sam dodasz do tego ciężką pracę i zapał – masz własną receptę na sukces.

Dlaczego zdecydował się Pan zainwestować właśnie w przemysł metalowy?

– Studiowałem metalurgię, mam doktorat z dziedziny maszynerii. Przez całe swoje życie nie zajmowałem się niczym innym niż metalurgią. To sprawiło, że w momencie, gdy decydowałem się na inwestycje, posiadałem obszerną wiedzę w konkretnej dziedzinie. Wiedziałem, jak pracować, jak zarobić i gdzie zainwestować pieniądze.

Rok 2008 to złoty czas dla stali. Dlaczego akurat w tym momencie sprzedał Pan wszystkie swoje huty?

Przez całe swoje życie obserwuję rynek stali. W 2008 roku sprzedaż osiągnęła szczytową formę. Chiny, przygotowując infrastrukturę do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, budowały huty – bardziej nowoczesne niż nasze, wschodnioeuropejskie. Po zakończeniu Olimpiady Chiny posiadały nadmiar zdolności produkcyjnych i rozpoczęły eksport stali, znacząco obniżając ceny rynkowe. Moje 2 miliony ton przeciwko potężnym Chinom były po prostu niczym. Obawiałem się konkurencji i bankructwa. Wtedy zdecydowałem, że to odpowiedni moment, by sprzedać wszystko. I okazało się, że to była świetna decyzja, bo po kilku miesiącach ceny gruntowanie zaczęły spadać.

Wiedza, intuicja czy doświadczenie pomogły Panu podjąć tę decyzję?

To połączenie wszystkiego, co Pani wymieniła. Wpłynęła na to z pewnością moja biznesowa intuicja, ale również research, dokładne analizy i obserwacje rynku, które robiłem przez całe swoje życie. To pomogło mi bez wahania podjąć tak ważną decyzję.

Jedną z ostatnich Pana inwestycji był anglojęzyczny dziennik „The Kyiv Post” i studio telewizyjne.

– „The Kyiv Post” pełni raczej funkcję serwisu newsowego dla ukraińskiej społeczności i ekspatriantów, którzy potrzebowali źródła obiektywnych, rzetelnych wiadomości. Biznes telewizyjny na Ukrainie, to biznes skazany na straty, niedochodowy. Zainwestowałem w telewizję satelitarną Poverkhnost Group w niewłaściwym momencie, przez co straciłem sporo pieniędzy. Nie mam pojęcia, kiedy tutejsza telewizja osiągnie etap komercjalizacji, ale w tym momencie nie zamierzam inwestować więcej w media.

W takim razie dlaczego, mając świadomość nieopłacalności tej inwestycji, zdecydował się Pan ulokować swoje pieniądze w przemyśle medialnym?

– Każdy z nas zawdzięcza coś społeczeństwu, innym ludziom. Ja jestem szczególnie wdzięczny ekspatriantom za wsparcie, jakim obdarzali mnie przez całe życie. Zawsze mogłem liczyć na innych ludzi, więc teraz ja postanowiłem coś dla nich zrobić. Nie dla pieniędzy, dla nich. Potrzebowali obiektywnego, niezależnego medium, by mogli zrozumieć lepiej atmosferę sceny politycznej i państwa, w którym żyją.

Wielu milionerów kupuje kluby piłkarskie, hotele, gra na giełdach. Pan postanowił sporą część swojego kapitału zainwestować w… swoją żonę, piosenkarkę Kamaliyę.

– Obecnie mam wszystko, co Pani wymieniła. Jestem właścicielem klubu piłkarskiego w Doniecku, inwestuję w nieruchomości. 35 milionów dolarów ulokowałem w jeden z najpiękniejszych i najbardziej majestatycznych budynków w Kijowie – hotel „Leipzig”. Przyszedł czas na zmiany i kolejne inwestycje. Sądzę, że projekt Kamaliya to najbardziej perspektywiczny, a zarazem efektowny i wytworny biznes. Zainwestowałem w niego już ponad 20 milionów dolarów. Staje się on coraz bardziej dochodowy i liczę na to, że w najbliższej przyszłości ta tendencja się utrzyma i przy naszym kolejnym spotkaniu będziemy rozmawiali już tylko o zyskach.

Czy łączenie życia prywatnego z zawodowym jest trudne?

– Pracuję jako producent muzyczny swojej żony, ale ogranicza się to do poszukiwania odpowiednich osób, które zajmują się rozwojem jej kariery: managerów, producentów teledysków, tancerzy. Moja funkcja jest raczej strategiczna, kontroluję osoby pracujące przy konkretnych zadaniach.

W obecnej sytuacji geopolitycznej, po kryzysie i tragedii na ukraińskim Majdanie nie mogłabym nie zapytać o tę kwestię. Jak ocenia Pan stan i przyszłość gospodarki?

Myślę, że problem kryzysu gospodarczego na Ukrainie jest dużo poważniejszy i głębszy niż się o tym oficjalnie mówi. Ucierpiały na tym hotele i turystyka, sporo biznesmenów zbankrutowało, szczególnie sprzedawcy detaliczni w pobliżu Majdanu – oni stracili wszystko. Ten kryzys skaził każdą gałąź biznesu i przemysłu na Ukrainie. Wszyscy to odczuli. Mimo, że sytuacja gospodarcza na Ukrainie jest zastraszająco słaba, to potencjał gospodarczy tego kraju jest bardzo wysoki. Warto zaznaczyć, że otrzymaliśmy ogromną pomoc od Ameryki – 2 biliony dolarów. Doceniamy także zaangażowanie Europy Zachodniej, w tym Polski. Sporo pieniędzy spływa do Ukrainy z zewnątrz i wszyscy liczymy na to, że już niedługo stan ukraińskiej gospodarki znacząco się poprawi.

Na zakończenie naszej rozmowy, proszę powiedzieć – czego, według multimilionera, nie można kupić za pieniądze?

– Intelektu! To wartość, którą otrzymujemy od Boga i którą sami w pewien sposób możemy kształtować. Zdrowie również jest bardzo ważne i pomimo prywatyzacji służby zdrowia, dostępności pewnych zabiegów i klinik wyłącznie dla osób zamożniejszych myślę, że jego również nie można kupić za pieniądze.

A wartości?

Rodzina jest dla mnie na pierwszym miejscu. Na drugim – etyka. Zarówno w życiu, jak i w biznesie.

Rozmawiała: Olivia Drost

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Akceptuję zasady Polityki prywatności