lederboard

Patrycja Markowska: Krótka płyta o miłości

– Chłonę wszystko wokół jak gąbka. Jestem głodna ludzi i przygód. Nic mnie tak nie inspiruje jak fascynacja tym, co wokół. – mówi w rozmowie z Law Business Quality Patrycja Markowska. 

 

Twój najnowszy album „Krótka płyta o miłości” to 11 wyznań, refleksji i doświadczeń zamkniętych w 11 premierowych utworach – kto Twoim zdaniem powinien po nią sięgnąć i kto odnajdzie w niej siebie?

Nigdy nie tworzyłam muzyki w wykalkulowany sposób, myśląc o grupie docelowej… Nie byłam też produktem, nie stał za mną sztab ludzi, który wrzucał mnie w wir pewnej stylizacji muzycznej czy wizerunkowej, tylko zawsze wychodziło to ode mnie, chociażby z racji tego, że zaczynałam w czasach, gdy polski show-biznes dopiero raczkował. Przez to popełniłam pewnie masę błędów, ale przez 17 lat swojej pracy zawodowej największą frajdą i przyjemnością było dla mnie zdobywanie sobie nowej publiczności. Ta płyta to trzy lata ciężkiej pracy. Chciałam, żeby była różnorodna, zaskakująca i wzruszająca. Myślę, że to się udało. Są piosenki o cięższej tematyce i brzmieniach, ale długo czekałam też na taką piosenkę z radosną nutą i oldschoolwym brzmieniem, jaką jest najnowszy singiel „Kochaina”.

Od premiery Twojego ostatniego studyjnego albumu minęły 4 lata, od albumu koncertowego 2, jak przez ten czas zmieniłaś się jako artystka?

Każda nowa płyta jest dla mnie milowym krokiem. Nie wiem, czy 2 czy 4 lata to jest mało czy dużo, na pewno dla mnie to jest strasznie dużo, bo ja po prostu bardzo szybko żyję (śmiech). Przez ostatnie 2 lata np. poszłam na lekcje śpiewu, zaczęłam na nowo odkrywać swój głos u Kasi Idzikowskiej, która mi pomaga i odkryłam w swoim głosie nowy potencjał. Zaczęłam się uczyć także grać na ukulele -instrumencie, na którym grał Paul McCartney czy Marilyn Monroe. Jest to instrument niezwykle magiczny, umiejętność gry na nim daje mi ogromną satysfakcję i to są moje kroki milowe. Ponadto pomimo zmęczenia i mimo że jestem mamą i że świat tak pędzi, staram się nagrywać płyty regularnie co dwa lata, bo czuję, że mam cały czas dużo pomysłów. I chociaż teraz wydanie całej płyty nie jest bardzo opłacalne, bo wystarczy wypuścić singla i zrobić trochę szumu w mediach, żeby być na rynku, to dla mnie to jest wręcz naturalna potrzeba.

Na płycie usłyszymy 11 premierowych piosenek, a wśród nich duety z czterema wyjątkowymi artystami – Markiem Dyjakiem, Grzegorzem Skawińskim, Leszkiem Możdżerem i Rayem Wilsonem. Rozumiem, że wybór tych artystów nie był przypadkowy?

Połączyliśmy tutaj różne światy. Panowie pojawiali się na mojej drodze przez ostatnie lata i w naturalny sposób doszło do współpracy. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że nagram piosenkę z Leszkiem Możdżerem albo że zadzwoni do mnie Ray Wilson z propozycją duetu, to postukałabym się w głowę (śmiech). Na płycie pojawi się duet z Markiem Dyjakiem, z którym znam się od lat, ale nie miałam do tej pory w swoim repertuarze piosenki, która tak pięknie pokazałaby wrażliwość Marka.

„Byś spojrzał na mnie”, najpierw ten tekst poruszył mnie, a potem poruszył Marka, aż do tego stopnia, że oddzwonił do mnie natychmiast z informacją, że chce to ze mną nagrać. Ray Wilson, który ma ogromną rzeszę swoich fanów, a ta piosenka ma ładnych parę lat i czekała w zasadzie na swoją nową odsłonę. Duet z Rayem po kilku sekundach, bez żadnej promocji, miał kilkaset tysięcy odsłon na YouTubie, więc to naprawdę dla nas wielka radość. Z Grzesiem nagrywaliśmy w jego studiu Maska i tak naturalnie doszło do współpracy. Co do tych duetów, to przyznam szczerze, że nie wierzę w przypadki.

Patrycja Markowska - Krótka płyta o miłości - cover

Cieszę się, że powstały 4 piękne teledyski do tych utworów w reżyserii Michała Pańszczyka, z których jestem dumna i które uwielbiam. Mieliśmy mało kasy, więc szukaliśmy ciekawych rozwiązań i pięknego minimalizmu w obrazie, i efekt jest moim zdaniem wspaniały. Dopiero w klipe „Kochaina” mogliśmy trochę zaszaleć. Znaleźliśmy dwójkę młodych aktorów – Adriannę i Pawła. Pojechaliśmy do Hiszpanii i nakręciliśmy klip pełen emocji, szczęścia, wolności,  tzw. wiatru we włosach. Oglądając go na montażu, pomyślałam, że nic się nie dzieje przypadkiem. Jakie to jest fajne móc się spełniać dzięki temu, że coś zauważyłam, potem powstał klip, no więc siłą rzeczy to się dzieje teraz.

Chciałam Cię zapytać o Twoje autorskie teksty piosenek – kiedy masz najlepszą wenę do ich pisania – wieczorem, rano, podczas zabawy z synem, czy może w jeszcze innych okolicznościach?

Chłonę wszystko wokół jak gąbka. Jestem głodna ludzi i przygód. Nic mnie tak nie inspiruje jak fascynacja tym, co wokół. Kręcą mnie dobre filmy i dobre książki. Przeczytałam „Morfinę” Szczepana Twardocha i od razu pojawiły się pomysły. Do piosenki „Księżycowy” zainspirował mnie film o Edith Piath „Niczego nie żałuję”,do „Kochainy” widok młodych zakochanych ludzi na dworcu. Pisząc teksty, wyrażam siebie, jest to dla mnie także pewnego rodzaju terapia – wyrażanie w tekstach swoich emocji, zarówno dobrych jak i złych. Często piszę, kiedy mam doła. Jednak zdarza się czas, w którym ciężko pisać. Do tego potrzebna jest przestrzeń i czas. A teraz np. w okresie promocji płyty, czuję się bardziej jak księgowa (śmiech) Jest dużo telefonów, obowiązków, autoryzacji i spraw organizacyjnych, to wszystko się nawarstwia i taka codzienność powoduje u mnie blokadę. Ten zawód może się kojarzyć z beztroską, ale bez ciężkiej pracy, poukładania, samozaparcia i pokory talent może nie wystarczyć.

Jakie emocje towarzyszą Ci na chwilę przed premierą Twojej najnowszej płyty?

Na pewno duma z tej płyty, bo ona powstawała w bólach. Kłóciliśmy się przy niej, było dużo spięć, awantur, sporo wymiany zdań. Ja wokół siebie zbieram silne osobowości, więc o takie iskrzenie nietrudno. Ale jestem z tej płyty naprawdę dumna.

Taki moment, w którym poczułam, że ona jest naprawdę dobra, był wtedy, gdy posłuchałam jej po masteringu, usiadłam, przesłuchałam całą i pomyślałam: „Kawał dobrej roboty”. Nie ma ani jednej piosenki, która jest tzw. zapchajdziurą. Jednocześnie nauczyłam się nie oczekiwać fajerwerków od razu przez te lata, życie nauczyło mnie, że lepiej jest się dawać miło zaskoczyć niż czegoś oczekiwać, bo to jest wtedy naprawdę fajne. Jak ktoś się będzie chciał doczepić, to to zrobi. Teraz niemodnie jest dobrze pisać. Klikają się krwiożercze mocne recenzje, pisane niestety często przez dyletantów, którzy albo się nie do końca znają na tym, co piszą, albo na siłę chcą zaistnieć. Niestety mam wrażenie, że stare dziennikarstwo z klasą odchodzi do lamusa. Ogromną siłę dają mi fani, którzy są ze mną od lat, wspierają mnie, za co im serdecznie dziękuję. Jestem naprawdę podniecona tą premierą, ale z drugiej strony największym sukcesem będzie dla mnie to, że ona wyszła, że stworzyłam nowe dźwięki i nową muzykę i największą nagrodą będzie dla mnie to, że znajdzie ona odbiorców. Samym szczęściem jest dla mnie to, że mogę w wolny sposób wypowiadać to, co chcę, a to, czy ta płyta uzyska status złotej czy platynowej, nie spędza mi snu z powiek, chociaż na pewno byłoby bardzo miłe.

W swojej karierze nie wykorzystywałaś znajomości, nie wybierałaś dróg na skróty ani nie korzystałaś ze znajomości. Czy taki sukces, osiągnięty tylko dzięki swojej pracy i dzięki umiejętnościom, jest według Ciebie bardziej satysfakcjonujący?

Właśnie nie wiem, czy mogłam wykorzystywać te znajomości (śmiech). Kiedyś, gdy poprosiłam tatę, żeby zadzwonił do kompozytora, którego uwielbiałam i który akurat coś obok nagrywał, z prośbą, aby może tata zadzwonił do niego w mojej sprawie, to usłyszałam od taty: „wal się”. Serio, tak cytując go, „sama sobie zadzwoń“. Chodzi więc bardziej o to, że my w rodzinie bardzo sobie kibicujemy, ale nie wtrącamy się w swoje sprawy zawodowe. Nie ma sytuacji, że ja wydzwaniam do menedżerki Perfectu, aby coś załatwić, czasami zdarza mi się zadzwonić do niej, gdy zobaczę gdzieś piękne zdjęcie taty, zrobione przez jakiegoś fotografa i to tyle. Ale oczywiście wspieramy się bardzo.

Patrycja, jaką jesteś mamą? Bardziej spokojną i stonowaną czy może rockandrollową? A może łączysz w sobie różne cechy?

Staram się łączyć to wszystko. Jestem bardzo czujna na niepokojące znaki, które czasami widzę. Zależy mi, aby mój syn Filip żył w realnym świecie, nie grał godzinami w gry, szanował ludzi, nie uzależniał poczucia swojej wartości od rzeczy materialnych. W tym roku Filip obchodził komunię i zastanawiałam się, czy wybrać restauracje i zrobić przyjęcie, czy zdecydować się na skromny obiad w gronie rodzinnym. Zaprosiłam w końcu 6 najbliższych mu osób, jego ukochaną nianie, najbliższą rodzinę. Staram się być mamą, która jest czujna na to, aby wyrósł na mądrego faceta. To niezwykle ciężkie zadanie, aby wychowywać mądrze dzieci. Zawsze to było trudne, ale w dzisiejszych czasach wydaje mi się to po stokroć trudne. Ale czy jest ważniejsze zadanie niż wychować dobrego, mądrego człowieka? Kiedyś moja mama fajnie mi powiedziała, że muzyka muzyką, ale moje największe dzieło to Filip (śmiech).

Czy ciężko jest pogodzić występy na scenie i częste wyjazdy na koncerty z macierzyństwem?

Ciężko, bo zawsze mam rozdarte serce. Jestem mamą, która ciągle czuję, że mogłaby być lepsza. Ten perfekcjonizm w każdej dziedzinie czasami mnie gubi, bo zabieram Filipa na rower, mimo że ledwo patrzę na oczy, ale jadę, żeby tylko on był szczęśliwy i miał mamę dla siebie. Wydaję mi się, że my jako matki za często mamy wyrzuty sumienia w stosunku do siebie, a przecież jesteśmy tylko ludźmi i też mamy prawo być zmęczone. Nie chciałabym po ciąży zmienić się o 180 stopni, czyli zmienić się z pełnej pasji wokalistki, która kocha scenę, ludzi i koncerty w kogoś innego i wiem, że to jest moje zadanie na życie, żeby pogodzić te dwie role. To jest trudne zadanie, ale niezwykle satysfakcjonujące.

170323_PatrycjaMarkowska_2345 (2)

Czy Twój syn pasjonuje się muzyką na tyle, że być może kiedyś na scenie zobaczymy trzy pokolenia – Twojego tatę, Ciebie i Twojego syna?

Szczerze mówiąc nie sądzę. Macierzyństwo jest piękne, bo w ogóle nie ma się nad nim kontroli, Filip mnie zaskakuje co 7 minut. Ostatnio powiedział mi, że mój zawód to jest najgorszy zawód, jaki można sobie wybrać i on chce żyć „na większym luziku” (śmiech). Natomiast on jest z dala od show-biznesu, nie chce w tym uczestniczyć, rzadko jeździ na moje koncerty i mimo że ma dopiero 9 lat, to ja to szanuję, że podejmuje takie decyzje. Nie wiem, co on będzie robił i kim zostanie w przyszłości, ale na pewno chciałabym, aby był szczęśliwy i będę go zawsze wspierać w jego decyzjach. Chociaż muszę przyznać, że Filip ma naprawdę dobry słuch. Ostatnio jechaliśmy razem samochodem i włączyłam swoje nagranie z lekcji śpiewu, Filip zaczął ćwiczyć razem ze mną i wychodziło mu to siedem razy lepiej niż mnie, co mnie oczywiście zdołowało (śmiech), no ale nic na siłę.

Ale rozumiem, że pomimo braku chęci do śpiewania w przyszłości, to jest Twoim fanem?

Właśnie nie bardzo (śmiech). Któregoś dnia przyszedł do mnie i pyta: „Mamo, a wiesz, który z Twoich utworów podoba mi się najbardziej?”. I zaczyna śpiewać „da da dam da da dam”, a to przecież piosenka Perfectu. Taki z niego dowcipniś. Ale to jest w nim piękne. Z moich piosenek często nuci „Ocean”, a ja się wtedy po cichu rozpływam (śmiech).

Sesja promująca Twoją najnowszą płytę jest olśniewająca, wyglądasz na niej na kobietę szczęśliwą i spełnioną, czy taka właśnie jesteś?

W wirze swojej pracy czuję się tak totalnie przepracowana, to wszystko dzieje się tak szybko – nowa płyta, koncerty – że żałuję czasami, iż nie mogę przez trzy dni nic nie robić i tylko tak po prostu zadbać o siebie. To jest taka moja pewna kobieca bolączka – na wszystko znajduję czas, a o ten czas dla siebie jest najciężej. Natomiast wydaje mi się, że seksapil i uroda zawsze wynikają z głowy, z tego, że same siebie lubimy i akceptujemy, a nasz mężczyzna patrzy na nas z podziwem. Znałam przepiękne kobiety, które naprawdę nie widziały swojej urody i ciągle coś w niej poprawiały, a znałam też i takie kobiety, które na pierwszy rzut oka nie wydawały się pięknościami, ale miały coś tak frapującego w osobowości, że nie sposób było oderwać od nich wzroku. Coś w urodzie jest takiego, że kobieta, która jest dowartościowana, szczęśliwa i doceniana po prostu kwitnie i wtedy też wiek i przemijający czas nie mają takiego znaczenia.

Co powiedziałabyś kobietom, które mają swoje marzenia, ale boją się je realizować?

Kobiety są w bardzo ciężkiej sytuacji. Ciągle się coś od nich wymaga, zostały wepchnięte w model, że coś „powinny” – mają poczucie, że powinny ciszej mówić, więcej gotować, a tak w ogóle to są matki Polki, które powinny tylko zajmować się domem i dziećmi. To, że są wepchnięte w taki wizerunek, sprawia, że niektóre z nich faktycznie się blokują. Szczerze? P***ć to, co mówią o nas inni. Życie jest za krótkie, żeby przejmować się opiniami innych. Kobiety, realizujecie swoje cele, czas tak szybko ucieka, że nie możemy odkładać na półkę swoich marzeń. Pamiętajmy także, że dobra mama to mama szczęśliwa. Nie zapominajmy o sobie. To tak jak w samolocie – najpierw zakładamy maskę sobie, a potem dopiero swojemu dziecku (śmiech). Nie jestem na pewno żadnym autorytetem w tej dziedzinie, ale jeśli miałabym dzisiaj coś poradzić, to właśnie to. Nie bójcie się nowych wyzwań, kobieta spełniona, to kobieta szczęśliwa, a nasze szczęście przekłada się na nasze życie, dzieci, mężów, partnerów i znajomych, więc choć to czasem bardzo trudne, trzymam za was kciuki.

 

Rozmawiała: Karolina Motylewska

fot. Materiały prasowe

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Akceptuję zasady Polityki prywatności