Aleksander Lewandowski: Miarą sukcesu jest satysfakcja z wzajemnej współpracy

Menedżer sportowy to osoba o wielu umiejętnościach i zdolnościach, która kompleksowo i na wielu obszarach opiekuje się sportowcem i jego sprawami. O tym, kim jest menedżer sportowy i dlaczego jest ważny dla zawodnika, rozmawiamy z Aleksandrem Lewandowskim z firmy Asesore Managment zajmującej się managementem sportowym.

 

 

Jest Pan menedżerem sportowym. Jakie umiejętności, wiedza i doświadczenie są charakterystyczne dla takiego specjalisty?

Menedżer sportowy to ktoś, komu nie jest obce stawianie sobie nowych wyzwań, kreatywne podejście do każdego dnia i każdego zdarzenia, otwarte pojmowanie ludzi i otaczającego nas świata. Wykonując ten zawód, trzeba być po części analitykiem, takim szachistą na planszy codziennych wydarzeń, strategiem, indywidualistą, a jednocześnie sprawnym organizatorem pracy zespołu. Przyda się także opanowanie, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Wiedza potrzebna w tym zawodzie to multiwiedza z wielu dziedzin: zarządzania, ekonomii, prawa, PR…

Na czym polega Pana praca?

Menedżer standardowy zajmuje się jedynie pozyskiwaniem kontraktów dla sportowca. Ja stawiam jeszcze na to, aby zawodnik był przygotowany na każdą możliwą sytuację. Pracuję z nim nie tylko wtedy, gdy jest u szczytu kariery, odnosi sukcesy i zarabia na swoim wizerunku, ale także wówczas, gdy sezon jest słaby, forma kiepska, spowodowana np. kontuzją. Wówczas wspólnie opracowujemy wyjście awaryjne. Staram się tak ukierunkować swoich podopiecznych, aby ich myślenie o sporcie nie ograniczało się do „tu i teraz”, ale aby perspektywa sięgała jak najdalej, nawet do momentu, gdy kariera sportowa będzie dobiegała końca. To tzw. amerykański model managementu sportowego, w ramach którego tak naprawdę zajmuję się całym spektrum spraw zawodowych, a niekiedy i prywatnych sportowca.

Menedżer sportowy to nie jest praca za biurkiem – jak często Pan wyjeżdża i jakie wydarzenia są obowiązkowe w kalendarzu menedżera sportowego?

W moim przypadku łatwiej pracować z laptopem niż za biurkiem, szybciej, poręczniej i bliżej ludzi. Średnio spędzam w podróży 2-3 dni w tygodniu, bywa, że dłużej. Obowiązkowa jest „cała masa” spotkań i to nie tylko sportowych, ale szeroko rozumianych spotkań biznesowych z PR-owcami, informatykami, trenerami, działaczami społecznikami, projektantami, agencjami modelingowymi , prezesami firm itd. Z każdego spotkania wynosi się nowe informacje i nową wiedzę, dzięki czemu ciągle się rozwijam i mogę kreatywnie współpracować z moimi podopiecznymi. Kiedyś było bardzo modne stwierdzenie, że „trzeba bywać”. Owszem, ale przed „bywaniem” trzeba ustalić cel, w jakim podejmujemy decyzje o spotkaniu.

Co spowodowało, że zdecydował się Pan na specjalizację w managemencie sportowym?

Lubię nowe wyzwania i stawiam sobie dość wysoko poprzeczkę. Zdobyłem wykształcenie zarówno humanistyczne (psychologia), jak i ścisłe (rachunkowo-księgowe z elementami zarządzania). Po kilku latach pracy typowo księgowej poczułem „zew natury” i zatęskniłem za nienormowanym czasem pracy, żywiołem akcja-reakcja. O tym, że wybrałem taką specjalizację, zdecydowało także moje otoczenie: ludzie, których spotkałem, sportowcy, którym pomogłem jeszcze zanim rozpocząłem oficjalną przygodę w tej branży. Myślę, że w tym obszarze jest nisza, bo tylu, ilu jest menedżerów, tyle faktycznie pomysłów na to, jak management sportowy powinien wyglądać, w zależności od modelu, czy to B2B, B2C, czy też w modelu wypracowanym efektywnie i indywidualnie między danym menedżerem a danym sportowcem.

Z kim najczęściej Pan współpracuje?

Trochę z przekory postanowiłem opieką menedżerską objąć sportowców z dziedzin, które większość menedżerów uważa za mało efektywne i mało dochodowe. Nie współpracuję z dużymi klubami i dużymi federacjami, cenię przede wszystkim indywidualne potrzeby sportowca, dlatego współpracuję głównie z osobami z szeroko rozumianych sportów fit, sportów sylwetkowych, ale nie tylko.

Pana praca wiąże się z częstymi wyjazdami – gdzie był Pan ostatnio.

Ostatnio byłem w Paryżu z jednym z moich podopiecznych, aby podpisać kontrakt reklamowy na wykorzystanie wizerunku do reklam billboardowych we Francji. W tym roku z moimi podopiecznymi udało mi się odwiedzić Paryż, Berlin, Budapeszt i Kretę. Na przełomie roku planujemy Stambuł. Dodatkowym plusem takich wyjazdów poza stroną biznesową jest po prostu poznawanie świata, innych kultur i ludzi. Jeszcze w tym roku będziemy w Nowym Jorku i na Florydzie oraz w Berlinie i być może w Albanii.

Jest Pan w branży cenionym menedżerem. Dlaczego sportowcy wybierają właśnie Pana?

Myślę, że głównie dlatego, że staram się przede wszystkim słuchać tego, kim są. Nie proponuję im działań wbrew ich osobowości i predyspozycjom. Tak jak oni pracują nad swoją formą, tak ja pracuję z nimi nad ich motywacją, rozwojem umiejętności interpersonalnych, jestem po prostu ich najlepszym przyjacielem.

Odniósł Pan wiele sukcesów. Czym dla Pana jest sukces?

Moim sukcesem jest zadowolenie sportowców, którymi się opiekuję. To, że stają się widoczni, polubienia na ich fanpage’ach ciągle rosną, a oni stają się popularni dlatego, że są tego warci, a nie dlatego, że przed nimi „idzie” nazwisko menedżera. Miarą sukcesu jest satysfakcja z wzajemnej współpracy.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Akceptuję zasady Polityki prywatności