Zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego na świecie wymaga znaczących zmian w systemie rolniczym – ocenia think tank Żywność dla Przyszłości. Tym bardziej że niedługo liczba ludności globalnie się zwiększy do 10 mld. Zdaniem ekspertów warunkiem jest odejście od rolnictwa przemysłowego na model rolnictwa regeneratywnego, opartego na równowadze przyrodniczej. To obejmuje także znaczące ograniczenie konsumpcji mięsa na rzecz żywności roślinnej.
– Aby wyżywić 10 mld ludzi, nie możemy utrzymać dotychczasowego modelu rolnictwa. Jak podają dane Międzynarodowej Agencji do spraw Wyżywienia (FAO), która jest częścią ONZ-u, dzisiejsze ukryte koszty systemu rolniczego to jest mniej więcej 12,5 bln dol. rocznie, czyli mniej więcej 15-krotny budżet Polski. To są straty, które ponosimy w zdrowiu, w zasobach przyrodniczych ze względu na niezrównoważony charakter rolnictwa – mówi agencji Newseria Biznes dr hab. inż. Zbigniew Karaczun, ekspert SGGW i Interdyscyplinarnego Centrum Analiz i Współpracy „Żywność dla Przyszłości”. – My zaczynamy dochodzić w modelu rolnictwa do granic planetarnych, czyli zużycie zasobów, wody, gleby, degradacja gleby, zanieczyszczenie powietrza i wód jest tak duże przez rolnictwo, że ono zaczyna niszczyć bazę przyrodniczą swojego rozwoju.
Jak wskazuje Interdyscyplinarne Centrum Analiz i Współpracy „Żywność dla Przyszłości” w raporcie „Talerz przyszłości”, intensywna działalność rolnicza negatywnie wpływa na dostęp do czystego powietrza, zasoby wodne, różnorodność biologiczną, ale też kondycję zdrowotną społeczeństw. W latach 2016–2023, czyli w ciągu siedmiu lat, ukryte koszty środowiskowe i zdrowotne systemu rolniczego wzrosły o 9 proc.
Eksperci podkreślają, że wciąż w debatach o bezpieczeństwie żywnościowym skupiamy się za bardzo na fizycznym i ekonomicznym dostępie do jedzenia, pomijając kwestie pochodzenia żywności, zdrowia i jakości życia oraz zasobów przyrodniczych i klimatu. Konsumenci na tej podstawie często podejmują decyzje szkodliwe dla ich zdrowia lub dla środowiska i klimatu. Naukowcy podkreślają, że jesteśmy blisko przekroczenia wielu punktów zwrotnych, jeśli chodzi o stabilność systemu klimatycznego. Samo rolnictwo także się do tego przyczynia, bo odpowiada za ok. 12–14 proc. emisji gazów cieplarnianych.
– Musimy znacznie zmienić system rolniczy i odejść od rolnictwa przemysłowego, bardzo nastawionego na zmienianie przyrody i na korzystanie z zasobów przyrodniczych, na model rolnictwa regeneratywnego, rozwijanego w oparciu o myślenie o równowadze przyrodniczej – wyjaśnia dr hab. inż. Zbigniew Karaczun. – Rolnictwo regeneratywne to jest przywrócenie tradycyjnego podejścia do rolnictwa, czyli na przykład wprowadzenie płodozmianu po to, żeby utrzymać dobrą jakość gleby, powiązanie produkcji roślinnej ze zwierzęcą, żeby zwierzęta w gospodarstwie wytwarzały obornik, który jest ważnym nawozem organicznym i wzbogaca glebę o materię organiczną, o węgiel organiczny, czyli istotny czynnik wzrostu żywnościowego.
Jak dodaje, jednym z istotnych elementów budowania bezpieczeństwa żywnościowego dla 10 mld ludzi będzie zwiększenie spożycia produktów roślinnych kosztem mięsa. To pociągnie za sobą ograniczenie produkcji zwierzęcej, która konsumuje w tej chwili najwięcej zasobów. Ekspert podkreśla, że utrzymanie dotychczasowej diety z wysokim udziałem mięsa spowoduje, że nie uda się do 2050 roku osiągnąć neutralności klimatycznej, a wzrost średniej temperatury Ziemi nie zostanie zahamowany na poziomie poniżej 2 st. C.
– Jest taki szacunek, który mówi o tym, że jeżeli wszyscy na świecie będziemy jedli tyle samo mięsa co Polacy w tej chwili, czyli 75 kg mięsa na osobę na rok, to w 2050 roku musielibyśmy na produkcję rolną przeznaczyć 90 proc. lądów na naszej planecie, łącznie z lodowcami, górami, ze skałami. Tego się po prostu nie da zrobić – podkreśla ekspert SGGW.
Wyniki badań przedstawione w raporcie „Talerz przyszłości” pokazują, że Polacy nie wiążą produkcji żywności ani stosowanej diety z negatywnym wpływem na środowisko. Wskazują na to także nawyki żywieniowe badanych, które znacząco odbiegają od aktualnych krajowych zaleceń zdrowego żywienia oraz założeń korzystnej dla zdrowia i środowiska diety planetarnej. Szacuje się, że jeśli utrzymają się obecne trendy żywieniowe, do 2035 roku połowa światowej populacji będzie żyć z nadwagą lub otyłością. Badani Polacy wskazują, że głównym motywatorem do ewentualnych zmian w diecie byłyby dla nich właśnie kwestie zdrowotne (56 proc.). Na kolejnych miejscach znalazły się względy ekonomiczne (45 proc.) i dostępność produktów (30 proc.). Na troskę o środowisko wskazało 22 proc. respondentów. Aspekt ten nie jest istotnym motywatorem przy wyborze diety nawet wśród osób deklarujących wysokie zaangażowanie w kwestie ochrony zasobów planety. Rekomendowana przez ekspertów dieta planetarna jest dietą fleksitariańską, która zakłada zmniejszenie o połowę spożycia czerwonego mięsa i cukru oraz podwojenie spożycia owoców, warzyw i nasion roślin strączkowych.
– Jeżeli my nie zmienimy naszego podejścia, to albo będziemy musieli przejść na syntetyczne jedzenie, które będzie pozbawione smaku, tylko będzie nam dostarczało kalorii i utrzymywało nas przy życiu, utracimy te wszystkie smaki definiujące nas jako narody, albo po prostu wyginiemy – mówi dr hab. inż. Zbigniew Karaczun.
Jak podkreśla, w debacie o klimacie i wykorzystywaniu zasobów Ziemi pomija się ważny wątek zagrożeń dla gatunku ludzkiego, na co zwracają uwagę ekolodzy i biolodzy. Ochrona środowiska stawia w centrum właśnie człowieka i jego bezpieczeństwo, które jest zależne od przyrody.
– Jeżeli przekroczymy pewne granice planetarne, np. stabilności systemu klimatycznego, i temperatura wzrośnie o 2,5–3 stopnie powyżej poziomu z okresu przed rewolucją przemysłową, to nie będzie tylko trochę gorzej, niż jest obecnie, ale może być zupełnie inaczej, dlatego że system przyrodniczy zmienia się skokowo. Jeżeli przekroczymy te granice planetarne, to obecny system przyrodniczy utraci swoją równowagę, która zapewnia bezpieczeństwo naszej cywilizacji, naszemu gatunkowi. System przyrodniczy będzie szukał równowagi na zupełnie innym poziomie i tak naprawdę my naukowcy nie wiemy, jaki to będzie poziom, i nie wiemy, co się stanie. Wiemy, że będzie inaczej, wiemy, że będzie groźnie, ale nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie, czy to będzie system, który będzie umożliwiał nam przetrwanie – dodaje ekspert SGGW.