Każde wydarzenie o dużej skali niesie ze sobą zmiany, nie będzie inaczej również w przypadku pandemii. Tym co aktualnie interesuje nas wszystkich najbardziej, jest oczywiście stan gospodarki poddawanej zamrożeniu, regulacjom i eksperymentom ekonomicznym.
Stan gospodarki, wysokość PKB i ogólna kondycja ekonomiczna poszczególnych państw zależy od rynku pracy. A tu zmiany zachodzą najszybciej. Jakiego rodzaju zmiany jesteśmy w stanie zauważyć po pierwszych dwóch miesiącach i możemy zakładać, że pozostaną z nami na dłużej? Przede wszystkim najważniejsze – praca zdalna i praca w domu. Takie strategie pracy były w ostatnich latach domeną freelancerów, czyli osób które pracują i zarabiają, ale nie muszą i co znamienne nie chcą meldować się u kogoś w firmie w wyznaczonym czasie, ani rozmawiać z przypadkowymi osobami, czy wysłuchiwać utyskiwań współpracowników i managerów.
– Jak wiemy, tego typu uciążliwości pochłaniają mnóstwo czasu, a zarobku przynoszą niewiele. Mało tego, każdy z nas przynajmniej raz w życiu pracował u prezesa-nudziarza, który tydzień zaczyna od czterogodzinnego zebrania zwołanego bez wyraźnego powodu, ot tylko po to, żeby dzieląc się swoimi przemyśleniami poczuć się mentorem i autorytetem swoich zespołów. Ten sam prezes zwołuje następnego dnia kolejne zebranie, na którym wszyscy pracownicy zbierają ochrzan za to, że dnia ubiegłego zrobili niezbyt dużo, albo wręcz nic. I teraz nagle przychodzi pandemia. O ile nasz hipotetyczny prezes, który na co dzień miał usta pełne frazesów o przestrzeganiu przepisów nie wywali swoich ludzi na bruk, nagle zmienia się stan świadomości w firmie. Przede wszystkim w wielu wypadkach dzień pracy z ośmiu godzin daje się skrócić do trzech – mówi Krzysztof Sadecki, przedsiębiorca i analityk biznesowy.
Nowe spojrzenie na wydajność pozwala firmie zdecydować, jak rozdysponować obowiązki między pracownikami tak, aby liczyć na największą skuteczność. Szczególnie w momencie zmian personalnych, często związanych z rynkowego spowolnienia i zwolnień, a w przyszłości budowania nowego zespołu. Zamieszanie na rynku i zmiana trybu pracy zmieniły podejście do wydajności, a co za tym idzie do strategii wyznaczania wynagrodzeń.
– Transformacja rynku uwidoczni się więc w nowych typach umów, zabezpieczających możliwość wykonywania pracy w domu oraz takich, których będą żądać pracownicy nauczeni przez pandemię kilku nowych spraw na temat swojej pracy. Jakich? Da się pracować z domu, da się wykonać plan bez irytującego nadzoru menedżerskiego, da się też mieć satysfakcję z pracy pomimo nie oglądania szefa na oczy. Poza tym dzięki pandemii w wielu firmach okazało się, że sól każdego przedsiębiorstwa, czyli starzy wyjadacze i weterani na etatach, nauczeni pochlebiania kolejnym kadrom kierowniczym i dyrektorskim nie są w stanie działać bez pracowników na śmieciówkach, zwolnionych z powodu pandemii dla obcięcia kosztów. A to pokazuje nam z kolei, że możemy liczyć na zmianę układu sił w firmach, bo nigdy tak wyraźnie nie widzieliśmy, ile faktycznie wnoszą nisko opłacani pracownicy – podkreśla ekspert. Pandemia pokazała że niedoświadczeni i początkujący pracownicy, oraz ludzie których się w ten sposób traktuje są ważniejsi od firmowych „ludzi z układami”. Na miejscu niektórych firm zacząłbym główkować, czy nie lepiej postawić właśnie na tych notorycznie krzywdzonych ludzi na umowach o dzieło i umowach zlecenie, w końcu są wydajniejsi, tańsi i bardziej dyspozycyjni od etatowców, a gdy przychodzi co do czego, odnajdują się w nowych warunkach lepiej od nauczonych myślenia schematami mało wydajnych firmowych ekspertów.
Pierwsze skutki zmian
Z chwilą, kiedy zmiany na rynku pracy staną się powszechniejsze i bardziej widoczne, pracodawcy zaczną częściej zmieniać poziom zatrudnienia, wyznaczając go w zależności od rozmiaru planowanych przedsięwzięć, co też dobrze wróży ludziom wykorzystywanym na tzw. śmieciówkach. Ponieważ kolejne firmy będą chciały utrzymać jakość przystosowania do rynku (i zabezpieczać się przed ryzykiem np. kolejnej pandemii czy blokad wynikających ze zmian w ustawach) może się zmienić funkcja kadrowców, albo powstać nowe stanowisko, np. dla analityka wydajności poziomu zatrudnienia. Jednocześnie sam rynek pracy zechce zabezpieczyć nowe miejsca zatrudnienia dla ludzi, którzy chcą pracować w domach bo tak nauczyła ich pandemia, albo zredukowanych, czy po prostu usuniętych ze swoich firm.
– Zmiany na rynku pracy stworzą nowe możliwości, a nowy schemat zostanie wypracowany z uwzględnieniem groźby następnej nieprzewidzianej katastrofy – zauważa Krzysztof Sadecki. Wszyscy robimy co w naszej mocy, by pozostać na miejscach, na których zastała nas pandemia wraz ze swoimi groźbami katastrof ekonomicznych i humanitarnych, ale tym razem kryzys zmusza wszystkich do większej kreatywności. Alegorycznie możemy powiedzieć, że być może ekonomia dostała odleżyn, a kryzys jest na nie jedynym lekarstwem. Kiedy minie okres rekonwalescencji okaże się, że jesteśmy w nowym świecie i mam nadzieję, że tym razem będzie to świat naprawdę lepszy od poprzedniego.