lederboard

Marcin Ryczek: Nieprzemijalne stany rzeczywistości


Metaforyka, ascetyczna kompozycja, wykorzystywanie geometrycznych form, dominacja czerni i bieli to tylko nieliczne spośród elementów, które wyróżniają fotografie Marcina Ryczka. Jednak najważniejszym jej pierwiastkiem jest moment, rozumiany przez autora jako wyczekiwane zdarzenie, które pozwala nadać zarejestrowanej na obrazie rzeczywistości nieokreślony komponent niezwykłości. Moment stanowi także zarówno tytuł, jak i motyw przewodni wirtualnej wystawy prac artysty, zorganizowanej przez galerię Limited Edition. W związku z tym wydarzeniem, o odnajdywaniu szczególnych epizodów codzienności, miejscach idealnych do tworzenia oraz istocie symboliki rozmawia z Marcinem Ryczkiem Róża Jachyra.

 

 

LBQ: Pana zdjęcia mają w sobie szczególną atmosferę harmonii, niespieszności i spokoju. Myślę, że trudnym zadaniem jest uchwycenie w kadrze momentu, wywołującego u widza podobne odczucia. Czego potrzebuje fotograf tworzący w takiej formule, by móc uwiecznić stan wyciszenia i równowagi?

Marcin Ryczek: Kiedy wychodzę fotografować, skupiam się tylko na tym, porzucając inne sprawy na bok. Łatwiej wtedy się skoncentrować i można zauważyć znacznie więcej. Fotografia wymaga ode mnie także bardzo dużo cierpliwości. Praca nad zdjęciami utrzymanymi w konwencji uchwycenia wyjątkowego momentu wymaga czasami wiele czasu. Mój proces twórczy dzielę na dwa główne etapy – etap poszukiwania/dostrzegania oraz wyczekiwania. Pierwszy z nich polega na odnajdywaniu szczególnych miejsc, które mają w sobie jakiś fascynujący element minimalizmu i geometrii. Natomiast drugim etapem jest wyczekiwanie na sytuację, która idealnie uzupełni wybraną przeze mnie przestrzeń. Bez zaistnienia tych dwóch elementów i ich spójności zdjęcie nie spełniałoby moich oczekiwań. Fotografia samej scenerii bez wydarzenia, które ją wypełni, byłaby dla mnie pusta i niedokończona. Czasami, kiedy odnajdę już ciekawe miejsce, powracam do niego przez następne dni i wyczekuję tam kilka godzin z nadzieją, że uda mi się uchwycić wyjątkowy epizod rzeczywistości. Właśnie dlatego uważam, że w mojej pracy najistotniejsza jest cierpliwość, skupienie, determinacja i przekonanie, że w tak szczególnych sceneriach musi się w końcu coś wydarzyć.

marcin-ryczek-a-man-feeding-swans-in-the-snow-copyright-marcin-ryczek

Jakie wydarzenie dało początek idei realizowanej przez pana w formule minimalistycznych, symbolicznych zdjęć?

– Fotografia od zawsze była moją pasją i postanowiłem sobie, że uczynię z niej zawód. Zajmowałem się więc rzeczami komercyjnymi, tworząc w wolnych chwilach prace odpowiadające mojej własnej estetyce. „The United States of India” było zdjęciem, które zadecydowało o obraniu konkretnego artystycznego kierunku. Zwiedzając Indie zainteresowało mnie to, że schody nad Gangesem w Varanasi, sfotografowane w odpowiedni sposób przypominają czerwono-białe pasy, jak na fladze USA. Dopełnieniem tego tła okazał się medytujący sadu – hinduski duchowny w lewym górnym rogu kadru. Za pomocą tego zdjęcia starałem się ukazać kontrast pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, dzisiejszym imperium nowoczesności a ubogimi, silnie zakorzenionymi w swej tradycji Indiami. Stany Zjednoczone Ameryki, które stereotypowo przywodzą na myśl kult pieniądza, pogoń za sukcesem i szybkie tempo życia, zestawiłem z wizerunkiem człowieka w trakcie medytacji, a więc symbolem wyciszenia i wewnętrznego spokoju. „The United States of India” to zdjęcie, na którym chciałem połączyć ze sobą te dwa zupełnie różne światy. Ta praca uświadomiła mi, że chcę podążać w kierunku fotografii symbolicznej, metaforycznej, która będzie mówiła o moich przemyśleniach czy wyrażała mój stan ducha. Indie, niezwykle barwne miejsce, atakujące wręcz turystę ilością i intensywnością swoich bodźców, nigdy nie stanowiło przychylnego pola do tworzenia moich oszczędnych w wyrazie zdjęć. Pomyślałem jednak, że skoro udało się uzyskać zamierzony rezultat w tak trudnych dla mnie warunkach, musi to być właśnie moja droga.

Powiedział Pan, że w Indiach panuje pewien rodzaj chaosu, który nie sprzyja tworzeniu ascetycznych, minimalistycznych, refleksyjnych kompozycji. Które Pana zdaniem miejsce na świecie ma w sobie atmosferę, idealnie pasującą do konwencji pańskich zdjęć?

– Nie ma na to do końca reguły, wszędzie, gdzie jestem, staram się szukać takich miejsc, które pasują do charakteru moich zdjęć. Myślę, jednak, że są takie kraje, gdzie jest większa szansa na ich znalezienie. Uważam, że Japonia jest miejscem, które wytwarza aurę szczególnej zadumy, spokoju i wyciszenia. Na pewno sprzyja to realizacji moich koncepcji fotograficznych. Dobrze ten stan ducha i zamierzeń twórczych oddaje moja fotografia „Hiroshima – Phoenix Rising from the Ashes”, będąca refleksją nad dramatem i wychodzeniem Japończyków z traumy, którą przeżyli 71 lat temu.

Choć chaosu też nie unikam, gdyż wokół niego można znaleźć także coś wyjątkowo ciekawego, wymaga to jednak większej koncentracji i skupienia uwagi nad tym „czymś”, które chcemy z tego chaosu wydobyć.

marcin-ryczek-emigration-the-united-states-of-earth-copyright-marcin-ryczek

A czy Polska wpływa korzystnie na pana proces twórczy?

– Jak najbardziej. W Polsce zrealizowałem bardzo wiele pomysłów na zdjęcia. Na przykład moja najpopularniejsza praca, „Człowiek karmiący łabędzie” („A Man Feeding Swans in the Snow”), zrobiona została w Krakowie, w odległości dosłownie trzystu metrów od mojego domu. Myślę, że Polska jest doskonałym miejscem do tworzenia minimalistycznych kompozycji opartych na prostych formach i geometrycznych elementach. Mocno zauważalne zmiany pór roku powodują, że poszczególne miejsca wyglądają całkiem inaczej. Różnorodność i cykliczność jest niezwykle ciekawa i pomocna. Jeśli nie udaje mi się uchwycić odpowiedniego kadru danej zimy np. w miejscu, gdzie śnieg odgrywa ważną rolę, wiem, że mogę wrócić do tego tematu za rok. Fotografując, wnikliwiej obserwuję przyrodę i zjawiska atmosferyczne, które zachodzą w poszczególnych porach roku i staram się to wykorzystywać w moich zdjęciach.

Jakie znaczenie mają dla Pana, jako człowieka i artysty, symbole? Czy najpierw poszukuje Pan momentu rzeczywistości obrazującego konkretny symbol, czy może dopiero po zrobieniu zdjęcia dostrzega Pan symbolikę w nim tkwiącą?

– Odwoływanie się w sztuce do symboli oraz pewnej tajemnicy zawsze niezwykle mnie fascynowało. Znajdowałem to m.in. w filmach Krzysztofa Kieślowskiego, Davida Lyncha czy literaturze np. Franza Kafki. W naturalny więc sposób odwołanie do symboli pojawiło się w moich zdjęciach. Mają one metaforyczny charakter. Są syntetycznym obrazem własnych refleksji, ale odbiorca może odczytywać je w rozmaity sposób. Nie zawsze mam wizję, jaki konkretny symbol chciałbym zwizualizować. Czasami na początku jest myśl, temat. Taka sytuacja wydarzyła się przy okazji zdjęcia „Człowiek karmiący łabędzie”. Myśl dotycząca równowagi w życiu była głównym motywem, który wówczas mnie intrygował. Chcąc to wizualizować, w głowie powstał symbol plusa i minusa. Nie myślałem wtedy konkretnie o symbolu jin-jang. Jednak kiedy znalazłem odpowiednie miejsce, wiedziałem, że ta sceneria i właśnie symbol jin-jang najlepiej w obrazie odda nurtującą mnie myśl. Pozostało tylko czekać na odpowiednią sytuację, która uzupełni kadr. We wszystkich moich zdjęciach jest obecne odwołanie do symboli. Czasami ten symbol jest bardziej wyeksponowany, tak jak np. w zdjęciu np. „Liberation” lub wspomnianym wcześniej „A Man Feeding Swans in the Snow”, a w niektórych jest on nieco bardziej ukryty, mniej wyeksponowany. Tworząc fotografię, czy szukając ciekawego miejsca, czy już czekając na odpowiednią sytuację wiem, co to zdjęcie miałoby wyrażać.

marcin-ryczek-hiroshima-phoenix-rising-from-the-ashes-copyright-marcin-ryczek

Mówi Pan o metaforyce jako pewnej dowolności objaśniania znaczenia obrazu fotograficznego. Czy pańskie refleksje ukryte pod postacią zdjęć są zbieżne z interpretacjami odbiorców?

– Często nie są, i właśnie to jest dla mnie najbardziej inspirujące. Rozmawiając z widzami, przekonuję się, że na jedno zdjęcie – w zależności od indywidualnej percepcji odbiorcy – można spojrzeć z różnej perspektywy. Jest to dla mnie bardzo znaczące i ciekawe doświadczenie, gdyż uczy mnie ono rozumieć i patrzeć na moje prace inaczej niż dotąd. Interakcja i wsłuchiwanie się relacje moich odbiorców ciągle zmienia postrzeganie własnych prac, co jest niezwykle fascynujące.

Obecnie Pana dzieła można oglądać na wirtualnej wystawie The Moment, zorganizowanej przez galerię Limited Edition. Dlaczego zdecydował się Pan na internetowy kontakt z odbiorcą?

– Internet to dla mnie niesamowite narzędzie, które ma wielką siłę. Przekonałem się o tym przy okazji opublikowania zdjęcia „Człowiek karmiący łabędzie”, które bardzo szybko dotarło do ludzi z rozmaitych zakątków świata właśnie za sprawą sieci. Pokazanie zdjęć szerokiemu gronu odbiorców w Internecie, wygrane w konkursach otworzyły mi drogę do wystaw w galeriach i na festiwalach oraz publikacji moich fotografii w magazynach i gazetach w wielu krajach. Uważam, że to medium ma charakter jednej wielkiej galerii, dostępnej dla każdego bez względu na czas i miejsce.

Oczywiście bezpośredniego kontaktu ze zdjęciem nic nie zastąpi, ponieważ wydruk, miejsce ekspozycji, obramowanie nadaje odpowiedniego klimatu. Dlatego także staram się równocześnie jak najczęściej pokazywać swoje prace w galeriach stacjonarnych i festiwalach.

marcin-ryczk-united-states-of-india

Wystawa wirtualna natomiast pozwala na zgromadzenie w jednym miejscu w sieci dotychczasowego dorobku twórcy. To z kolei umożliwia wnikliwy przegląd całokształtu jego pracy, ale też poznanie osobowości samego artysty, konwencji, w której tworzy, jego estetyki. Na wystawie „Moment” goście mogą zwiedzać wystawę na ekranach urządzeń i komputerów w dwóch językach, zobaczyć zdjęcia obok komentarza kuratorskiego oraz obejrzeć wywiad. Jest to możliwe niemal z każdego zakątka na świecie. Uważam, że wystawy wirtualne i wystawy w galeriach stacjonarnych w doskonały sposób się uzupełniają.

Rzeczywiście, wystawa wirtualna doskonale uwidacznia esencję pańskiej twórczości – szczególne wyczekane momenty, które potrafią wydobywać ze zdjęć pewne symboliczne znaczenia. Życzę, aby w Pańskiej pracy twórczej było ich jak najwięcej. Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

——————————

The Moment” (Galeria Limited Edition) – wystawa online na stronie galerii: www.limitededition.pl/pl/themoment

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Akceptuję zasady Polityki prywatności