Czy jesteś osobą, która może o sobie powiedzieć, że w życiu odniosła sukces? Myślę, że większość z nas starałaby się udzielić odpowiedzi na to pytanie w oparciu o wynikający z kondycji finansowej i piastowanego stanowiska status społeczny. Piotr Szczerkowski twierdzi, iż „wszystko na naszym poziomie życia i w każdym obszarze naszego życia możemy nazwać sukcesem bądź jego brakiem”. Przekonuje, że „finanse są tylko jednym z jego aspektów, a miarą sukcesu jest również bycie dobrym rodzicem poprzez np. pokazanie dziecku wartości, które później sprawią, że będzie ono szczęśliwe. A także zbudowanie dobrego partnerstwa. W harmonii brania i dawania. We wspólnym szacunku i miłości”.
O tych dwóch ważnych aspektach przestrzeni życiowej każdego dorosłego człowieka rozmawiam z Marcinem Wąsikiem. Mentorem i szkoleniowcem zajmującym się pracą nad męskością i relacjami partnerskimi.
W filmie „Odważni” (Courageous) Alexa Kendriksa mocno wyeksponowana została doniosła rola mężczyzny jako ojca rodziny. Podano tam zatrważające statystyki mówiące o tym, że kiedy brakuje ojca, to dzieci 5 razy częściej popełniają samobójstwa i biorą narkotyki. 20 razy częściej kończą za kratkami. Częściej też uciekają z domów czy stają się członkami młodocianych gangów. Przyznam szczerze, że nie wiem, jak ma się to do udokumentowanych statystyk z naszego kraju, ale jestem pewny, że brak ojca ma negatywny wpływ na rozwój dziecka. Mam też głębokie przekonanie, że równie negatywne konsekwencje przynosi postawa, w której mężczyźni nie rozumieją, czym jest odpowiedzialność za życie i postępują nierozsądnie, tworząc złe wzorce dla potomnych.
Marcin Wąsik, ekspert w pracy z mężczyznami, mówi wprost: „Mężczyźni uczą się męskości od swoich ojców. To, jak zarządzają życiem, relacjami czy finansami, wpływa na to, kim staną się ich synowie i córki”. W naszej rozmowie podjął wyzwanie analizy, jak relacje z ojcami kształtują naszą odwagę, sposób realizacji marzeń oraz zdolność budowania zdrowych relacji partnerskich. Dyskutujemy także o tym, co zrobić, gdy wzorce wyniesione z domu rodzinnego są dysfunkcyjne, i jak przerwać cykl negatywnych schematów, aby stworzyć szczęśliwe życie i wspierać rozwój własnych dzieci.
W jednym ze swoich materiałów mówiłeś: „My, mężczyźni, w dużym stopniu składamy się z naszego ojca – tak wewnętrznie poprzez nawyki i wiele innych rzeczy. Uczymy się męskości od swego ojca. Obserwujemy, jak on się zachowuje z kobietą, jak zarządza swoim życiem, finansami. Jak zdobywa świat”. Jaką rolę według Ciebie pełni ojciec w kształtowaniu tożsamości dziecka, zarówno w kontekście emocjonalnym, jak i społecznym? Czy ojciec może pełnić rolę mentora, który pomaga dziecku odkrywać świat wartości i zasad?
Myślę, że tak. Ojciec pełni rolę mentora dla swojego dziecka na wielu poziomach. Trudno jest ocenić na ilu, bo ojciec uczy generalnie podejścia do świata oraz zaufania do świata. Uczy, by dziecko miało odwagę zdobyć świat, miało taki rodzaj odwagi i przekonania, że jest godne, aby zdobyć kawałek świata, żeby sobie go „ukraść” w pozytywnym znaczeniu. To powoduje, że mamy odwagę zakładać interesy, mieć marzenia, a następnie je realizować. Wierzymy w to, że z jednej strony świat to nadmiar i jest w nim bogactwo, z drugiej, że jest to bezpieczne. Mam klientów opowiadających o swoich wycofanych i przestraszonych ojcach, którzy całe życie pracowali tylko na etacie i cieszyli się, że ktoś ich nie wyrzucił z pracy. Ich synowie, jak chcą coś zdobyć, osiągnąć, to za każdym razem są sabotowani przez swoich ojców. Są torpedowani zdaniami typu „Synu, a po co ci to? Daj spokój, bo może się jeszcze coś stać. Masz stałą pracę, to się jej trzymaj! Nie ma co wymyślać”. Tacy ojcowie sami są przestraszeni. Oni boją się życia, ryzyka i tego, że mogą ponieść porażkę. Nawet nie próbują osiągnąć jakichś celów, zdobywać sukcesów, nie próbują wyrażać i realizować swojego potencjału, tylko trzymają się małej rzeczy, którą mają. I to jest właśnie taki trochę pozaświadomy program, jaki my dostajemy od naszych ojców. On w nas przenika trochę jak przez osmozę, nawet nie wiadomo kiedy. Bo jeżeli widzimy, że nasz ojciec jest pewny siebie, odważny, zdobywa świat na różnych poziomach, ma odwagę realizować swoje pragnienia i marzenia, dąży do swoich celów i osiąga sukces, ryzykuje i nie boi się tego, bo wie, że ma umiejętności, dzięki którym sobie poradzi, no to jego syn dostanie to w pakiecie, jakby w prezencie. I będzie mu o wiele łatwiej osiągać różne rzeczy. Natomiast jeżeli tego nie dostanie od ojca, syn będzie musiał włożyć dużo pracy, aby przekroczyć to ograniczenie. Podobnie jest na emocjonalnym poziomie. Pracując z klientami, zauważam, że jeżeli ktoś miał na przykład ojca wycofanego, nieobecnego emocjonalnie, niewyrażającego swoich uczuć, potrzeb i emocji, np. gniewu, radości czy miłości, to synowie będą mieli tendencje, by zachowywać się w taki sam sposób. Obserwując ojca, syn zauważa również, jak on tworzy relacje z mamą, jakie ma podejście do kobiet. Czy jest raczej wycofany, przestraszony i pozwala, aby to żona przejęła kontrolę w życiu i prowadziła dom, czy raczej jest męski, prowadzący i dający bezpieczeństwo oraz ochronę partnerce. A do tego stabilny emocjonalnie (filar emocjonalny) i niedający się zdestabilizować przez różnego rodzaju emocje kobiet, brak bezpieczeństwa czy jakiegoś rodzaju histerię. To są znowu rzeczy, które syn przejmuje nieświadomie, tak po prostu, od ojca (on uczy się funkcjonować w ten sam sposób), bo ograniczenia, które ojciec ma w swoim umyśle, bardzo często stają się ograniczeniami syna.
Co w takim razie mają zrobić ludzie, którzy wywodzą się z dysfunkcyjnych domów? Z rodzin niepotrafiących wyznaczyć dzieciom celów, do których miałyby aspirować. Ze środowisk, w których ojciec nie potrafił umiejętnie wzbudzić mężczyzny w synu, a córce nie dał poczucia bezpieczeństwa, miłości i akceptacji.
Takie osoby muszą sobie uświadomić, że ich system jest ograniczony, że ich strategie życiowe często oparte są na braku właściwego poczucia bezpieczeństwa, że lęk przed porażką, który zwykle blokuje, u części z nich może mieć tryb połączenia perfekcjonizmu z prokrestynacją. Czyli że mają bardzo wysokie wymagania, wysoko stawiają sobie poprzeczkę, a następnie są tak przerażeni, że nie wykonają zadania na tak wysokim poziomie, aż w końcu zaczynają go sabotować, nie wykonują go wcale albo robią na ostatni moment, po łepkach. To są wszystko strategie, które przejęliśmy właśnie od rodziców. Takie osoby muszą uświadomić sobie problem, że strategie życiowe przejęte od rodziców są nieskuteczne i dysfunkcyjne, że będą doprowadzać do frustracji, niespełnienia i nieszczęścia. Mężczyźni często nie są tego świadomi i starają się za swoje niepowodzenia winić wszystkich wokoło, np. polityków, współmałżonków. Nie biorą odpowiedzialności za to, że to są ich niedziałające strategie. Pierwsza więc rzecz, to pójść do specjalisty, kogoś, kto im to uświadomi. Ja pracuję z męskimi grupami. W nich mężczyźni porównują się do innych mężczyzn. Dzięki otwartemu mówieniu o tym, jak sobie radzą, powoli uświadamiają sobie, gdzie są i jak dysfunkcyjne są ich strategie. To pierwszy poziom.
Drugi poziom to najzwyczajniej w świecie spotkanie nauczyciela, który pokaże, jakie są właściwe strategie, jak działać, funkcjonować oraz osiągnąć sukces. Taki nauczyciel będzie musiał nam towarzyszyć w tej ścieżce uczenia się, wprowadzania nowych zachowań i nawyków, bo na początku takiej drogi zawsze potrzebujemy wsparcia. Kogoś, kto będzie się nam przypatrywał i widział, kiedy będziemy nieświadomie wskakiwać w stare nawyki. Ja pracuję głównie z męskimi grupami, ponieważ uważam je za skuteczne pod tym względem. Gdy pracuje się sam na sam z klientem, on może uważać, że jest tak daleko, że nigdy nie osiągnie takiego poziomu i skapituluje. Inaczej jest w męskich grupach (8–10 osób), gdzie mężczyźni wydający się na początku mniej zdolni czy mniej pracowici, nagle zaczynają sobie doskonale radzić, iść do przodu, stosować nowe metody, wprowadzać je w życie i przekształcać swoje życie. Oni i ich partnerzy stają się wtedy szczęśliwsi, a ich biznesy zaczynają działać lepiej. Wtedy pozostałym mężczyznom jest trudno mieć wymówkę i powoli odkrywają, że w sumie oni również mogą zmienić swoje życie. Że to tylko kwestia odwagi oraz samozaparcia i pracy, że to się naprawdę wydarzy, bo wydarza się u ich kolegów w grupie. Myślę, że warto więc mieć takie grupy męskie. To samo tyczy się kobiet. Jeżeli kobiety mają kłopoty z bliskością, zaufaniem mężczyznom, z wejściem w żeńską energię i budowaniem zdrowych relacji z mężczyznami, to podejrzewam, że żeńskie grupy im pomogą. Tam kobiety mogą uczyć się od siebie przez obserwacje, jak inaczej funkcjonuje się, mając zdrowy system. Przebywając z innymi, obserwując i spędzając z innymi czas, jesteśmy w stanie się od innych uczyć.
Jakie są Twoje doświadczenia z pracy z mężczyznami, którzy wychowywali się bez ojców lub w rodzinach dysfunkcyjnych? W jaki sposób ci mężczyźni mogą przerwać cykl negatywnych wzorców, aby nie powielać błędów swoich ojców w relacjach z własnymi dziećmi?
Rzeczywiście tacy mężczyźni mają bardzo trudno, dlatego że zazwyczaj byli wychowywani przez matki czy babki, spędzając z nimi za dużo czasu. Tacy mężczyźni weszli w tryb relacji z mamą. I, w zależności od tego, co się stało z ojcem (umarł w wyniku naturalnej sytuacji czy po prostu odszedł), mógł zaszczepić się w nich toksyczny wstyd wynikający z bycia mężczyzną. Polega to na tym, że taki mężczyzna cały czas opowiada, jaki ojciec był, że porzucił rodzinę, że oszukał rodzinę. Od matki czy babki ten człowiek ciągle słyszał, że to był wstyd. Cokolwiek by się działo w życiu, to on nie może być jak ojciec, jest dobrym mężczyzną, opiekował się mamą, był grzeczny i skromny. I ci mężczyźni w to wierzą. Wydaje im się, że takie są cnoty i zalety. I w ten sposób wycinają bardzo duży aspekt swojej męskości, swojej mocy, gniewu, sprawczości, kreatywności, odwagi, zdobywania. I robią się bardzo zachowawczy. Wykształca się w nich rodzaj zachowania, by zamiast zajmować się swoimi potrzebami, dbać o siebie jako o mężczyznę, broić i zdobywać świat, zaczynają mieć wyczulony system sprawdzania, jak się czuje ich mama, babcia czy inne kobiety. Przyjmują w życiu strategię uszczęśliwiania swoich partnerek. Tacy mężczyźni nie są w stanie być rozluźnieni i spokojni, jeżeli ich mama albo partnerka jest niezadowolona, ponieważ ich wewnętrzny system został tak wykreowany, że oni wtedy wpadają w panikę i robią wszystko, by je uszczęśliwić. Taki system uszczęśliwiania swojej partnerki jest hipokryzją, bo oni nie robią tego dla uszczęśliwienia partnerki, tylko by rozpuścić własny lęk, z którym nie są w stanie poradzić sobie w inny sposób. Jest to lęk wynikający z tego, że jeśli mężczyzna nie zadowoli swojej partnerki, to ona go porzuci, zostawi i on po prostu umrze. To jest efekt takiego wychowania.
Przerwanie tego cyklu będzie polegało głównie na długim przebywaniu z innymi mężczyznami. We wczesnych latach mężczyzny, jeśli nie ma on ojca, to matka powinna zadbać, by on spędzał czas z wujami i kuzynami, innymi mężczyznami. Uczył się od nich męskości. Bo mężczyźni uczą się od ciebie męskości nie poprzez to, że siedzą sobie i o tym opowiadają, tylko poprzez wspólne męskie aktywności, np. trenowanie sztuk walki, polowania, budowanie domu, naprawianie silnika samochodowego w garażu. Taki mężczyzna powinien zadbać o to, żeby spędzać dużo czasu z innymi mężczyznami i sprawdzić, co lubi robić. Następnie znaleźć grupę mężczyzn, którzy lubią spędzać podobnie czas i razem z nimi go dzielić po to, żeby przesiąknąć tym męskim zachowaniem. Wiem z doświadczenia, że może to być trudne dla mężczyzn wychowywanych tylko przez kobiety, bo oni nie czują się komfortowo w towarzystwie innych mężczyzn.
Dlatego stworzyłem metodę leczenia ojcowskiej rany, czyli przekroczenie pretensji do ojca i zaprzestanie postrzegania go negatywnie. (A często tacy mężczyźni zostają zdoktrynowani przez matki o złym ojcu. I oni rzeczywiście postrzegają innych mężczyzn jako złych. Wtedy też ten aspekt siebie postrzegają jako nieakceptowalny i często spychają do psychologicznego cienia.). Wówczas zaczynają czuć się lepsi od innych mężczyzn, bo uważają się za miłych, porządnych i dobrych, a nie wrednych i nieszanujących kobiet. A pozostali mężczyźni to czują i zazwyczaj nie chcą spędzać czasu z takim mężczyzną. Mężczyzna, który rzeczywiście czuje się lepszy od innych, powinien więc wykonać pracę, np. pójść na terapię, wrócić do ustawień podstawowych, czyli po prostu stać się częścią tej męskiej watahy. Nie być od innych mężczyzn ani lepszym, ani gorszym, po prostu spędzać z innymi mężczyznami czas.
Jak według Ciebie ojciec wpływa na kształtowanie poczucia własnej wartości u swoich dzieci? Jakie działania ojców, zarówno świadome, jak i nieświadome, mogą wzmocnić lub osłabić to poczucie wartości u synów i córek?
Od ojca uczymy się jego stosunku do życia, szeroko pojmowanego. Jeżeli mamy ojca, który dał się zdominować partnerce, jest pasywny, ona prowadzi dom i podejmuje wszystkie decyzje, to najzwyczajniej w świecie jego synowie i córki będą miały taki obraz męskości. Syn przejmie taki wzorzec i będzie podświadomie szukał również agresywnej i dominującej kobiety jako swojej partnerki. Chociaż jako chłopiec nie chciał takiej mamy, to jako młody ojciec będzie odtwarzał nawyki z dzieciństwa. I jest duże prawdopodobieństwo, że znajdzie sobie dokładnie taką samą żonę, jak jego mama. A córka z takiego małżeństwa nie będzie chciała ufać mężczyznom, uważając ich za nieodpowiedzialnych. Nie będzie w mężczyźnie widziała prowodyra, nie zaufa mu i nie odda się. Przyjmie rolę kogoś, kto musi liczyć tylko na siebie, kto sam będzie wszystkim zarządzać. Prawdopodobnie znajdzie sobie równie pasywnego mężczyznę. Często widzi się też ojców, którzy pozostają w takiej złej relacji tylko ze względu na dzieci, są nieszczęśliwi, stłamszeni i niespełnieni. Żeby jakoś wytrwać w tym „małżeństwie dla dzieci”, odreagowują, pijąc alkohol albo siedząc przed telewizorem czy uciekając do garażu, by pomajsterkować w odosobnieniu. I takiego samego systemu uczą się ich dzieci. Bo jeżeli my mamy szczęśliwą rodzinę, rodziców, którzy się kochają i szanują, dających sobie miłość, to my będziemy postrzegać relacje z drugim człowiekiem w taki sam piękny sposób. Ale jeżeli nasi rodzice nie okazywali sobie miłości i uczucia, byli ze sobą raczej z obowiązku i nie było w tym posmaku radości, frajdy i miłości, to, chcąc nie chcąc, dostaniemy dokładnie takie same wzorce i będziemy podobnie budować nasze relacje. Tak będzie, dopóki tego nie odkryjemy, nie pójdziemy na terapię, a następnie ktoś nie pomoże nam nauczyć się nowych wzorców, systemów zachowań i nie potowarzyszy nam troszkę w tym, jak my je wprowadzamy w życie i się uczymy.
Czy niskie poczucie własnej wartości wpływa na budowanie zdrowych, partnerskich relacji?
Niska samoocena wpływa fatalnie na budowanie relacji. Z obserwacji widać, że mężczyźni, którzy mają niską samoocenę, zazwyczaj wybierają sobie nieszczęśliwe i dysfunkcyjne partnerki, ponieważ na głębokim poziomie uważają, że to jest ok. Mają dużo braków i sami się nisko oceniają. Szacują nisko swoją wartość, więc uważają, że nie zasługują na szczęśliwą, atrakcyjną, kochaną i ciepłą partnerkę. Podświadomie wybierają dla siebie kogoś mniej więcej na tym samym poziomie, czyli po trudnych przejściach, z domu alkoholowego, osoby DDA. Takie, które mają bardzo poranione serce po trudnym dzieciństwie albo z dysfunkcjami. Wybierają tak, ponieważ na głębokim poziomie uważają, że tak będzie ok, że podobnie dysfunkcyjny partner ich nie porzuci. Natomiast taki związek zazwyczaj nie będzie działał dobrze, on dodatkowo nas straumatyzuje, bo będzie powodował w nas więcej ran i zwiększał poczucie braku bezpieczeństwa. Widzę z mojej perspektywy mentora bardzo fajnych chłopaków, którzy są ogarnięci, przystojni, chodzą na siłownię i są w miarę wysportowani, mają jakieś biznesy, coś osiągają, a jednocześnie mają bardzo zaniżone poczucie własnej wartości przez „zaprogramowanie” od własnego ojca. I oni często wybierają sobie nieadekwatne partnerki. Mogliby mieć ciekawsze partnerki, ale niskie poczucie własnej wartości wpływa na ich zły wybór.
Poza tym mężczyzna z niskim poczuciem własnej wartości w codziennym życiu będzie próbował cały czas rekompensować sobie to poczucie np. przez zaspakajanie potrzeb kobiet, popisywanie się i udowadnianie, że zasługują na miłość kobiety. Będą więc brali kredyty, kupowali za drogie domy, pokazywali się od dobrej finansowej lub innej strony, tylko po to, żeby uzyskać akceptację, pochwałę. Ale żeby obsłużyć to wszystko, będą musieli się przysłowiowo zajeżdżać, wpadać w pracoholizm, w różnego rodzaju toksyczne zachowania, które wcześniej czy później doprowadzą do głębokich problemów. Mogą, by odreagować, zacząć pić alkohol, uciekać w pornografię czy w gry komputerowe.
Dlatego, pierwszą rzeczą, którą uczę mężczyzn, to jest właśnie pokazywanie im, jakie mają zalety. Urealniam problem związany z ich poczuciem niskiej wartości przejętym od swoich ojców i pokazuję, gdzie są naprawdę, co jest w nich super, a co jeszcze mają do przepracowania. Pracuję z nimi, starając się, by podnieśli swoją ocenę. Według mnie o wysokiej samoocenie nie stanowi wyznacznik dóbr materialnych, ilości posiadanych aut czy markowych zegarków. Prawdziwa samoocena wynika z ilości pracy, jaką włożyliśmy sami w siebie, z poznania siebie, swoich uczuć i emocji, nawyków, a także swojego cienia, wykonania głębokiej pracy na wewnętrznym poziomie. Własna samoocena powinna wynikać z ilości pracy włożonej w siebie i w samoświadomość. Tylko wówczas czujemy, że jesteśmy fajnym facetem, bo wykonaliśmy tę pracę. Podnosząc swoją samoocenę, mężczyźni zaczynają czuć, że zasługują na coś lepszego i wybierają sobie odpowiedniejsze partnerki, tworząc po prostu sensowniejsze życie.
Czy zauważasz pewne uniwersalne wskazówki, które mogą pomóc ojcom w budowaniu silnych, trwałych więzi z dziećmi, by zapobiec takim trudnościom?
Myślę, że wielu ojców jest za bardzo skupionych na udowadnianiu, że są ok, że zasługują, że potrafią. Są zbyt zajęci pracą, osiąganiem sukcesu finansowych, by cieszyć się życiem i doświadczaniem. Za mało czasu spędzają z bliskimi, przez co tracą kontakt z nimi. Podstawą jest więc, by świadomie znaleźli czas na kontakty ze swoimi dziećmi. Poświęcali im prawdziwie swój czas, czyli nie chodzi o oglądanie filmów, chodzenie do kina, granie w gry, tylko poznawanie swoich dzieci, tego, jak się zachowują, jaki mają światopogląd, co myślą. Najzwyczajniej w świecie odkrywanie swoich dzieci, tzn. ich silnych stron, aspektów osobowości i rozwijanie ich. Jeżeli mężczyzna sam nie jest świadomy tego, kim jest, czego chce, jakie ma wady i zalety, a jakie wyzwania, z czym sobie już poradził, a z czym jeszcze nie, wówczas będzie mu brakowało własnego poziomu świadomości i nie będzie w stanie rozwijać ich u swojego dziecka. Jeśli takiemu mężczyźnie uda się poznać swój problem, a po spotkaniu z własnym lękiem, cieniem i demonami wykona nad sobą pracę i przekroczy swoje ograniczenia we własnym umyśle, wówczas jego wnętrze stanie się bogatsze o to doświadczenie. Taki mężczyzna będzie w stanie towarzyszyć swoim dzieciom w odkrywaniu podobnych aspektów i pokazywać im, jaką to niesie wartość. Natomiast osoby, które nie wykonały tej pracy, będą po prostu bały się tych przestrzeni, najzwyczajniej w świecie będą unikać tego wszystkiego i nie będą zachęcać swoich dzieci, aby wybrały się w tę podróż. Osoby, które nie przepracowały swoich różnych emocji, z postawą konieczności zasłużenia na miłość poprzez osiąganie sukcesów i zapracowywanie się, osoby bez akceptacji siebie, niemające kontaktu ze swoim gniewem czy smutkiem, które jako rodzice nie dają pozwolenia swoim dzieciom na przeżywanie emocji, ponieważ sami, jako dorośli, nie mogli się z tymi emocjami spotkać – oni blokują u swoich dzieci wyrażanie emocji, jakie we wczesnym wieku okazują w sposób naturalny i spontaniczny. Ponieważ takim rodzicom zablokowano wyrażanie emocji, dlatego oni sami nie dają pozwolenia swoim dzieciom na ich wyrażanie. Prawda jest więc taka, że jeśli zależy nam na dobru naszych dzieci, to powinniśmy wykonać pracę sami ze sobą. Posprzątać siebie. Wyleczyć własne rany, jako dorośli ludzie. Wtedy nasze dzieci nie będą musiały wykonywać tej samej pracy, bo nie zarazimy ich taką postawą.
Czy możesz podzielić się konkretnymi przykładami z Twojej praktyki, gdzie naprawienie tych błędów doprowadziło do poprawy relacji i jakie konkretne kroki podjąć, by ich uniknąć?
Podam przykład z męskiej grupy. Mężczyzna odniósł duży sukces zawodowy. Był wykładowcą. I generalnie radził sobie w życiu. Ale nie umiał rozmawiać o emocjach oraz uczuciach i stąd czuł się trochę odizolowany od swoich synów i małżonki. Jego życie na zewnętrznym poziomie było ok, ale na głębokim poziomie nie, ponieważ czuł się odizolowany i trochę zamrożony. Zaczęliśmy wspólnie pracować nad tym, aby jego uwagę przekierować do tego, co on czuje, co się w nim dzieje, poprzez m.in. zadawanie sobie pytania kilkadziesiąt razy dziennie: co się we mnie dzieje, co czuję, jak się mam? Od tego momentu powoli zaczął nawiązywać kontakt ze sobą na poziomie emocjonalno-psychofizycznym. Następnie poprzez pracę w męskiej grupie terapeutycznej nauczył się, wraz z innymi uczestnikami, rozmawiać o uczuciach i emocjach, o tym, co się w nim dzieje, o lękach, o tym, że coś czuje, ale jeszcze nie wie co i zaczyna to eksplorować.
Ten mężczyzna nigdy wcześniej nie dostał pozwolenia na wyrażanie uczuć, nikt go nie nauczył, jak to robić. W ciągu zaledwie trzech miesięcy uczestniczenia w męskiej grupie, w bezpiecznych warunkach, nauczył się rozmawiać na temat uczuć i emocji z innymi mężczyznami, wyrażać je. Zobaczył, że to wcale nie jest takie trudne czy skomplikowane. Kiedy wprowadził ten sam sposób zachowania w domu, doszło w nim do olbrzymiej transformacji. Okazało się, że wszyscy jego bliscy są stęsknieni prawdziwego, intymnego i szczerego emocjonalnie kontaktu. Przyjęli tę zmianę z wielką ulgą. Teraz na grupie opowiadał nam o tym, że ma dzisiaj bardzo fajny kontakt z synami, że sami do niego przychodzą i go zagadują. Chcą z nim spędzać czas. Te kontakty przestały być automatyczne, bo on przestał zachowywał się jak robot. Wprowadzenie w kontaktach z bliskimi ciepła, intymności i emocjonalności, dopełniło ich życie rodzinne. Ich życie przeformowało się do tego stopnia, że nawet przyjechał do mnie na zajęcia z jednym ze swoich synów, ponieważ chciał mu pokazać, jak się nauczył nowego zachowania i skąd się wzięła ich rodzinna transformacja. I chciał swojego syna tym zarazić.
Inny przykład to mężczyzna, który cały czas próbował zasłużyć na akceptację swojej żony i dzieci. Robił to poprzez dopasowywanie się, bycie miłym, kupowanie prezentów. I w sumie na głębokim poziomie ani żona, ani dzieci nie szanowały go, nie traktowały poważnie. Małżeństwo się rozpadło i dzieci spędzały z nim czas nie z chęci, tylko z obowiązku, bo musiały. Wpędzał się przez to w poczucie winy. Kontakt z dziećmi nie był też ciekawy, bo wymuszony. Dzieci czuły rodzaj napięcia w ojcu, żebrania o ich uwagę, akceptację i miłość. I w wyniku naszej, mojej i jego, wspólnej pracy, przestał budować poczucie własnej wartości w oparciu o to, czy jego żona i dzieci spędzają z nim czas. Ten mężczyzna zajął się w końcu sobą, budowaniem swojego męskiego życia, realizowaniem swoich pasji. Zaczął podróżować, spędzać czas z innymi mężczyznami. Okazało się, że kiedy jego napięcie zniknęło, kiedy on przestał je generować, relacje z dziećmi zaczęły się zmieniać. Ich spotkania zaczęły być ciekawe. Dzieci zaczęły zainteresować się tym, co robi, bo zaczął być dla nich atrakcyjny. Nagle odkryły, że ojciec wcale nie musi być z nimi na siłę, że same chcą z nim spędzać czas. Zaczęły interesować się tym, co się wydarzyło w życiu ojca, ponieważ stało się to ciekawe. Ciekawsze od życia ich mamy, która pozostała w trybie narzekania i nienawiści do męża, krytykowania go i pozostawania pasywną życiowo. Kiedy ojciec zbudował na nowo swoje życie, jeden z synów po pewnym czasie powiedział, że w sumie chciałby z nim zamieszkać i brać udział w życiu swojego ojca. Nie chciał już mieszkać z mamą. Chciałby uczyć się od niego, bo jego życie stało się atrakcyjne.
Podsumowując temat, myślę, że dziś jest bardzo dużo rodzin, w których ojcowie są zagubieni. Nie mają kontaktu ze swoją mocą, męskością i są w sumie samotni. Nie żyją pośród innych mężczyzn. To źle wpływa na ich synów i córki. Ale też obserwuję obecnie u mężczyzn chęć transformacji, zmiany tej sytuacji, ponieważ coraz więcej mężczyzn szuka pomocy, przychodzi na męskie grupy i poszukuje sposobu bycia z innymi mężczyznami. A takie szczere przebywanie w męskim gronie jest dla mężczyzny niesamowicie przyjemne i pozbawione napięcia emocjonalnego. Jest pewnego rodzaju odpoczynkiem, cudownym sposobem na spędzenia czasu. Historycznie rzecz biorąc, mężczyźni zawsze spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. I kiedy widzę, że ponownie ta tendencja u mężczyzn odżywa, cieszę się. Ci mężczyźni, którzy włożą wysiłek w poznanie siebie, rozwiną się emocjonalnie i wybudują samoświadomość, będą w stanie wychowywać swoje dzieci w oparciu o budowanie z nimi prawdziwych relacji, w przekonaniu, że nie należy bać się podróży do wewnątrz siebie. Mam nadzieję, że ten trend będzie się rozwijał.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa i opracowanie: Marcin Bąk
Felietonista, muzyk, założyciel projektu Sound Avenue, społecznik.