Zostań członkiem

Otrzymuj najlepsze oferty i aktualizacje dotyczące Magazynu LBQ.

― Reklama ―

spot_img

Europa mierzy się z niedoborem kadr. Konieczne inwestycje w edukację i ograniczenie obciążeń dla firm

Komisja Europejska w ubiegłym roku wskazała 42 zawody, które uważa za deficytowe w całej UE. W niedawnej rezolucji w sprawie zatrudnienia i priorytetów społecznych europosłowie podkreślili potrzebę inwestycji...
Strona głównaWywiadyMarcin Wąsik: Jak męskie wzorce kształtują nasze życie

Marcin Wąsik: Jak męskie wzorce kształtują nasze życie

Czy jesteś osobą, która może o sobie powiedzieć, że w życiu odniosła suk­ces? Myślę, że większość z nas stara­łaby się udzielić odpowiedzi na to py­tanie w oparciu o wynikający z kondycji finansowej i piastowanego stanowiska status społeczny. Piotr Szczerkowski twierdzi, iż „wszystko na naszym pozio­mie życia i w każdym obszarze naszego życia możemy nazwać sukcesem bądź jego brakiem”. Przekonuje, że „finanse są tylko jednym z jego aspektów, a mia­rą sukcesu jest również bycie dobrym rodzicem poprzez np. pokazanie dziec­ku wartości, które później sprawią, że będzie ono szczęśliwe. A także zbu­dowanie dobrego partnerstwa. W har­monii brania i dawania. We wspólnym szacunku i miłości”.

O tych dwóch ważnych aspektach przestrzeni życiowej każdego dorosłe­go człowieka rozmawiam z Marcinem Wąsikiem. Mentorem i szkoleniowcem zajmującym się pracą nad męskością i relacjami partnerskimi.

W filmie „Odważni” (Courageous) Alexa Kendriksa mocno wyeksponowana zo­stała doniosła rola mężczyzny jako ojca rodziny. Podano tam zatrważające sta­tystyki mówiące o tym, że kiedy brakuje ojca, to dzieci 5 razy częściej popełniają samobójstwa i biorą narkotyki. 20 razy częściej kończą za kratkami. Częściej też uciekają z domów czy stają się człon­kami młodocianych gangów. Przyznam szczerze, że nie wiem, jak ma się to do udokumentowanych statystyk z nasze­go kraju, ale jestem pewny, że brak ojca ma negatywny wpływ na rozwój dziecka. Mam też głębokie przekonanie, że rów­nie negatywne konsekwencje przynosi postawa, w której mężczyźni nie rozu­mieją, czym jest odpowiedzialność za życie i postępują nierozsądnie, tworząc złe wzorce dla potomnych.

Marcin Wąsik, ekspert w pracy z męż­czyznami, mówi wprost: „Mężczyźni uczą się męskości od swoich ojców. To, jak zarządzają życiem, relacjami czy fi­nansami, wpływa na to, kim staną się ich synowie i córki”. W naszej rozmowie podjął wyzwanie analizy, jak relacje z oj­cami kształtują naszą odwagę, sposób realizacji marzeń oraz zdolność budo­wania zdrowych relacji partnerskich. Dyskutujemy także o tym, co zrobić, gdy wzorce wyniesione z domu rodzinne­go są dysfunkcyjne, i jak przerwać cykl negatywnych schematów, aby stworzyć szczęśliwe życie i wspierać rozwój wła­snych dzieci.

 

W jednym ze swoich materiałów mó­wiłeś: „My, mężczyźni, w dużym stop­niu składamy się z naszego ojca – tak wewnętrznie poprzez nawyki i wiele innych rzeczy. Uczymy się męskości od swego ojca. Obserwujemy, jak on się zachowuje z kobietą, jak zarządza swoim życiem, finansami. Jak zdobywa świat”. Jaką rolę według Ciebie pełni ojciec w kształtowaniu tożsamości dziecka, zarówno w kontekście emo­cjonalnym, jak i społecznym? Czy ojciec może pełnić rolę mentora, który poma­ga dziecku odkrywać świat wartości i zasad?

Myślę, że tak. Ojciec pełni rolę men­tora dla swojego dziecka na wielu po­ziomach. Trudno jest ocenić na ilu, bo ojciec uczy generalnie podejścia do świata oraz zaufania do świata. Uczy, by dziecko miało odwagę zdobyć świat, miało taki rodzaj odwagi i przekona­nia, że jest godne, aby zdobyć kawałek świata, żeby sobie go „ukraść” w po­zytywnym znaczeniu. To powoduje, że mamy odwagę zakładać interesy, mieć marzenia, a następnie je realizo­wać. Wierzymy w to, że z jednej strony świat to nadmiar i jest w nim bogactwo, z drugiej, że jest to bezpieczne. Mam klientów opowiadających o swoich wycofanych i przestraszonych ojcach, którzy całe życie pracowali tylko na etacie i cieszyli się, że ktoś ich nie wy­rzucił z pracy. Ich synowie, jak chcą coś zdobyć, osiągnąć, to za każdym razem są sabotowani przez swoich ojców. Są torpedowani zdaniami typu „Synu, a po co ci to? Daj spokój, bo może się jeszcze coś stać. Masz stałą pracę, to się jej trzymaj! Nie ma co wymyślać”. Tacy ojcowie sami są przestraszeni. Oni boją się życia, ryzyka i tego, że mogą ponieść porażkę. Nawet nie próbują osiągnąć jakichś celów, zdobywać suk­cesów, nie próbują wyrażać i realizo­wać swojego potencjału, tylko trzymają się małej rzeczy, którą mają. I to jest właśnie taki trochę pozaświadomy pro­gram, jaki my dostajemy od naszych ojców. On w nas przenika trochę jak przez osmozę, nawet nie wiadomo kie­dy. Bo jeżeli widzimy, że nasz ojciec jest pewny siebie, odważny, zdobywa świat na różnych poziomach, ma odwagę re­alizować swoje pragnienia i marzenia, dąży do swoich celów i osiąga sukces, ryzykuje i nie boi się tego, bo wie, że ma umiejętności, dzięki którym sobie po­radzi, no to jego syn dostanie to w pa­kiecie, jakby w prezencie. I będzie mu o wiele łatwiej osiągać różne rzeczy. Natomiast jeżeli tego nie dostanie od ojca, syn będzie musiał włożyć dużo pracy, aby przekroczyć to ograniczenie. Podobnie jest na emocjonalnym pozio­mie. Pracując z klientami, zauważam, że jeżeli ktoś miał na przykład ojca wy­cofanego, nieobecnego emocjonalnie, niewyrażającego swoich uczuć, potrzeb i emocji, np. gniewu, radości czy miło­ści, to synowie będą mieli tendencje, by zachowywać się w taki sam sposób. Obserwując ojca, syn zauważa również, jak on tworzy relacje z mamą, jakie ma podejście do kobiet. Czy jest raczej wycofany, przestraszony i pozwala, aby to żona przejęła kontrolę w życiu i prowadziła dom, czy raczej jest męski, prowadzący i dający bezpieczeństwo oraz ochronę partnerce. A do tego sta­bilny emocjonalnie (filar emocjonalny) i niedający się zdestabilizować przez różnego rodzaju emocje kobiet, brak bezpieczeństwa czy jakiegoś rodzaju histerię. To są znowu rzeczy, które syn przejmuje nieświadomie, tak po pro­stu, od ojca (on uczy się funkcjonować w ten sam sposób), bo ograniczenia, które ojciec ma w swoim umyśle, bar­dzo często stają się ograniczeniami syna.

Co w takim razie mają zrobić ludzie, którzy wywodzą się z dysfunkcyjnych domów? Z rodzin niepotrafiących wy­znaczyć dzieciom celów, do których miałyby aspirować. Ze środowisk, w których ojciec nie potrafił umiejętnie wzbudzić mężczyzny w synu, a córce nie dał poczucia bezpieczeństwa, mi­łości i akceptacji.

Takie osoby muszą sobie uświadomić, że ich system jest ograniczony, że ich strategie życiowe często oparte są na braku właściwego poczucia bezpie­czeństwa, że lęk przed porażką, który zwykle blokuje, u części z nich może mieć tryb połączenia perfekcjonizmu z prokrestynacją. Czyli że mają bardzo wysokie wymagania, wysoko stawiają sobie poprzeczkę, a następnie są tak przerażeni, że nie wykonają zadania na tak wysokim poziomie, aż w końcu za­czynają go sabotować, nie wykonują go wcale albo robią na ostatni moment, po łepkach. To są wszystko strategie, które przejęliśmy właśnie od rodziców. Takie osoby muszą uświadomić sobie problem, że strategie życiowe przeję­te od rodziców są nieskuteczne i dys­funkcyjne, że będą doprowadzać do frustracji, niespełnienia i nieszczęścia. Mężczyźni często nie są tego świadomi i starają się za swoje niepowodzenia winić wszystkich wokoło, np. polityków, współmałżonków. Nie biorą odpowie­dzialności za to, że to są ich niedziała­jące strategie. Pierwsza więc rzecz, to pójść do specjalisty, kogoś, kto im to uświadomi. Ja pracuję z męskimi gru­pami. W nich mężczyźni porównują się do innych mężczyzn. Dzięki otwarte­mu mówieniu o tym, jak sobie radzą, powoli uświadamiają sobie, gdzie są i jak dysfunkcyjne są ich strategie. To pierwszy poziom.

Drugi poziom to najzwyczajniej w świe­cie spotkanie nauczyciela, który po­każe, jakie są właściwe strategie, jak działać, funkcjonować oraz osiągnąć sukces. Taki nauczyciel będzie musiał nam towarzyszyć w tej ścieżce ucze­nia się, wprowadzania nowych zacho­wań i nawyków, bo na początku takiej drogi zawsze potrzebujemy wsparcia. Kogoś, kto będzie się nam przypatry­wał i widział, kiedy będziemy nieświa­domie wskakiwać w stare nawyki. Ja pracuję głównie z męskimi grupami, ponieważ uważam je za skuteczne pod tym względem. Gdy pracuje się sam na sam z klientem, on może uważać, że jest tak daleko, że nigdy nie osią­gnie takiego poziomu i skapituluje. Inaczej jest w męskich grupach (8–10 osób), gdzie mężczyźni wydający się na początku mniej zdolni czy mniej pracowici, nagle zaczynają sobie do­skonale radzić, iść do przodu, stosować nowe metody, wprowadzać je w życie i przekształcać swoje życie. Oni i ich partnerzy stają się wtedy szczęśliwsi, a ich biznesy zaczynają działać lepiej. Wtedy pozostałym mężczyznom jest trudno mieć wymówkę i powoli od­krywają, że w sumie oni również mogą zmienić swoje życie. Że to tylko kwestia odwagi oraz samozaparcia i pracy, że to się naprawdę wydarzy, bo wydarza się u ich kolegów w grupie. Myślę, że warto więc mieć takie grupy męskie. To samo tyczy się kobiet. Jeżeli kobiety mają kłopoty z bliskością, zaufaniem mężczyznom, z wejściem w żeńską energię i budowaniem zdrowych re­lacji z mężczyznami, to podejrzewam, że żeńskie grupy im pomogą. Tam ko­biety mogą uczyć się od siebie przez obserwacje, jak inaczej funkcjonuje się, mając zdrowy system. Przebywa­jąc z innymi, obserwując i spędzając z innymi czas, jesteśmy w stanie się od innych uczyć.

Jakie są Twoje doświadczenia z pracy z mężczyznami, którzy wychowywali się bez ojców lub w rodzinach dysfunkcyj­nych? W jaki sposób ci mężczyźni mogą przerwać cykl negatywnych wzorców, aby nie powielać błędów swoich ojców w relacjach z własnymi dziećmi?

Rzeczywiście tacy mężczyźni mają bardzo trudno, dlatego że zazwyczaj byli wychowywani przez matki czy babki, spędzając z nimi za dużo czasu. Tacy mężczyźni weszli w tryb relacji z mamą. I, w zależności od tego, co się stało z ojcem (umarł w wyniku natu­ralnej sytuacji czy po prostu odszedł), mógł zaszczepić się w nich toksyczny wstyd wynikający z bycia mężczyzną. Polega to na tym, że taki mężczyzna cały czas opowiada, jaki ojciec był, że porzucił rodzinę, że oszukał rodzinę. Od matki czy babki ten człowiek cią­gle słyszał, że to był wstyd. Cokolwiek by się działo w życiu, to on nie może być jak ojciec, jest dobrym mężczy­zną, opiekował się mamą, był grzeczny i skromny. I ci mężczyźni w to wierzą. Wydaje im się, że takie są cnoty i za­lety. I w ten sposób wycinają bardzo duży aspekt swojej męskości, swojej mocy, gniewu, sprawczości, kreatyw­ności, odwagi, zdobywania. I robią się bardzo zachowawczy. Wykształca się w nich rodzaj zachowania, by zamiast zajmować się swoimi potrzebami, dbać o siebie jako o mężczyznę, broić i zdo­bywać świat, zaczynają mieć wyczulony system sprawdzania, jak się czuje ich mama, babcia czy inne kobiety. Przyj­mują w życiu strategię uszczęśliwiania swoich partnerek. Tacy mężczyźni nie są w stanie być rozluźnieni i spokojni, jeżeli ich mama albo partnerka jest niezadowolona, ponieważ ich we­wnętrzny system został tak wykre­owany, że oni wtedy wpadają w panikę i robią wszystko, by je uszczęśliwić. Taki system uszczęśliwiania swojej partner­ki jest hipokryzją, bo oni nie robią tego dla uszczęśliwienia partnerki, tylko by rozpuścić własny lęk, z którym nie są w stanie poradzić sobie w inny sposób. Jest to lęk wynikający z tego, że jeśli mężczyzna nie zadowoli swojej part­nerki, to ona go porzuci, zostawi i on po prostu umrze. To jest efekt takiego wychowania.

Przerwanie tego cyklu będzie polegało głównie na długim przebywaniu z inny­mi mężczyznami. We wczesnych latach mężczyzny, jeśli nie ma on ojca, to mat­ka powinna zadbać, by on spędzał czas z wujami i kuzynami, innymi mężczy­znami. Uczył się od nich męskości. Bo mężczyźni uczą się od ciebie męskości nie poprzez to, że siedzą sobie i o tym opowiadają, tylko poprzez wspólne męskie aktywności, np. trenowanie sztuk walki, polowania, budowanie domu, naprawianie silnika samocho­dowego w garażu. Taki mężczyzna po­winien zadbać o to, żeby spędzać dużo czasu z innymi mężczyznami i spraw­dzić, co lubi robić. Następnie znaleźć grupę mężczyzn, którzy lubią spędzać podobnie czas i razem z nimi go dzielić po to, żeby przesiąknąć tym męskim zachowaniem. Wiem z doświadczenia, że może to być trudne dla mężczyzn wychowywanych tylko przez kobiety, bo oni nie czują się komfortowo w to­warzystwie innych mężczyzn.

Dlatego stworzyłem metodę leczenia ojcowskiej rany, czyli przekroczenie pretensji do ojca i zaprzestanie po­strzegania go negatywnie. (A często tacy mężczyźni zostają zdoktrynowani przez matki o złym ojcu. I oni rzeczy­wiście postrzegają innych mężczyzn jako złych. Wtedy też ten aspekt sie­bie postrzegają jako nieakceptowalny i często spychają do psychologicznego cienia.). Wówczas zaczynają czuć się lepsi od innych mężczyzn, bo uważają się za miłych, porządnych i dobrych, a nie wrednych i nieszanujących kobiet. A pozostali mężczyźni to czują i zazwy­czaj nie chcą spędzać czasu z takim mężczyzną. Mężczyzna, który rzeczy­wiście czuje się lepszy od innych, po­winien więc wykonać pracę, np. pójść na terapię, wrócić do ustawień pod­stawowych, czyli po prostu stać się częścią tej męskiej watahy. Nie być od innych mężczyzn ani lepszym, ani gorszym, po prostu spędzać z innymi mężczyznami czas.

Jak według Ciebie ojciec wpływa na kształtowanie poczucia własnej war­tości u swoich dzieci? Jakie działania ojców, zarówno świadome, jak i nie­świadome, mogą wzmocnić lub osłabić to poczucie wartości u synów i córek?

Od ojca uczymy się jego stosunku do życia, szeroko pojmowanego. Jeżeli mamy ojca, który dał się zdominować partnerce, jest pasywny, ona prowadzi dom i podejmuje wszystkie decyzje, to najzwyczajniej w świecie jego synowie i córki będą miały taki obraz męskości. Syn przejmie taki wzorzec i będzie pod­świadomie szukał również agresyw­nej i dominującej kobiety jako swojej partnerki. Chociaż jako chłopiec nie chciał takiej mamy, to jako młody ojciec będzie odtwarzał nawyki z dzieciństwa. I jest duże prawdopodobieństwo, że znajdzie sobie dokładnie taką samą żonę, jak jego mama. A córka z takiego małżeństwa nie będzie chciała ufać mężczyznom, uważając ich za nieodpo­wiedzialnych. Nie będzie w mężczyźnie widziała prowodyra, nie zaufa mu i nie odda się. Przyjmie rolę kogoś, kto musi liczyć tylko na siebie, kto sam będzie wszystkim zarządzać. Prawdopodobnie znajdzie sobie równie pasywnego męż­czyznę. Często widzi się też ojców, któ­rzy pozostają w takiej złej relacji tylko ze względu na dzieci, są nieszczęśliwi, stłamszeni i niespełnieni. Żeby jakoś wytrwać w tym „małżeństwie dla dzie­ci”, odreagowują, pijąc alkohol albo sie­dząc przed telewizorem czy uciekając do garażu, by pomajsterkować w od­osobnieniu. I takiego samego systemu uczą się ich dzieci. Bo jeżeli my mamy szczęśliwą rodzinę, rodziców, którzy się kochają i szanują, dających sobie miłość, to my będziemy postrzegać re­lacje z drugim człowiekiem w taki sam piękny sposób. Ale jeżeli nasi rodzice nie okazywali sobie miłości i uczucia, byli ze sobą raczej z obowiązku i nie było w tym posmaku radości, frajdy i miłości, to, chcąc nie chcąc, dosta­niemy dokładnie takie same wzorce i będziemy podobnie budować nasze relacje. Tak będzie, dopóki tego nie odkryjemy, nie pójdziemy na terapię, a następnie ktoś nie pomoże nam na­uczyć się nowych wzorców, systemów zachowań i nie potowarzyszy nam troszkę w tym, jak my je wprowadzamy w życie i się uczymy.

Czy niskie poczucie własnej warto­ści wpływa na budowanie zdrowych, partnerskich relacji?

Niska samoocena wpływa fatalnie na budowanie relacji. Z obserwacji widać, że mężczyźni, którzy mają niską sa­moocenę, zazwyczaj wybierają sobie nieszczęśliwe i dysfunkcyjne partner­ki, ponieważ na głębokim poziomie uważają, że to jest ok. Mają dużo bra­ków i sami się nisko oceniają. Szacują nisko swoją wartość, więc uważają, że nie zasługują na szczęśliwą, atrakcyj­ną, kochaną i ciepłą partnerkę. Pod­świadomie wybierają dla siebie kogoś mniej więcej na tym samym poziomie, czyli po trudnych przejściach, z domu alkoholowego, osoby DDA. Takie, które mają bardzo poranione serce po trud­nym dzieciństwie albo z dysfunkcjami. Wybierają tak, ponieważ na głębokim poziomie uważają, że tak będzie ok, że podobnie dysfunkcyjny partner ich nie porzuci. Natomiast taki związek zazwyczaj nie będzie działał dobrze, on dodatkowo nas straumatyzuje, bo będzie powodował w nas więcej ran i zwiększał poczucie braku bezpie­czeństwa. Widzę z mojej perspekty­wy mentora bardzo fajnych chłopa­ków, którzy są ogarnięci, przystojni, chodzą na siłownię i są w miarę wy­sportowani, mają jakieś biznesy, coś osiągają, a jednocześnie mają bardzo zaniżone poczucie własnej wartości przez „zaprogramowanie” od własne­go ojca. I oni często wybierają sobie nieadekwatne partnerki. Mogliby mieć ciekawsze partnerki, ale niskie po­czucie własnej wartości wpływa na ich zły wybór.

Poza tym mężczyzna z niskim poczu­ciem własnej wartości w codziennym życiu będzie próbował cały czas re­kompensować sobie to poczucie np. przez zaspakajanie potrzeb kobiet, popisywanie się i udowadnianie, że zasługują na miłość kobiety. Będą więc brali kredyty, kupowali za drogie domy, pokazywali się od dobrej finansowej lub innej strony, tylko po to, żeby uzy­skać akceptację, pochwałę. Ale żeby obsłużyć to wszystko, będą musieli się przysłowiowo zajeżdżać, wpadać w pracoholizm, w różnego rodzaju tok­syczne zachowania, które wcześniej czy później doprowadzą do głębokich pro­blemów. Mogą, by odreagować, zacząć pić alkohol, uciekać w pornografię czy w gry komputerowe.

Dlatego, pierwszą rzeczą, którą uczę mężczyzn, to jest właśnie pokazywa­nie im, jakie mają zalety. Urealniam problem związany z ich poczuciem niskiej wartości przejętym od swoich ojców i pokazuję, gdzie są napraw­dę, co jest w nich super, a co jesz­cze mają do przepracowania. Pracuję z nimi, starając się, by podnieśli swoją ocenę. Według mnie o wysokiej samo­ocenie nie stanowi wyznacznik dóbr materialnych, ilości posiadanych aut czy markowych zegarków. Prawdziwa samoocena wynika z ilości pracy, jaką włożyliśmy sami w siebie, z poznania siebie, swoich uczuć i emocji, nawy­ków, a także swojego cienia, wyko­nania głębokiej pracy na wewnętrz­nym poziomie. Własna samoocena powinna wynikać z ilości pracy wło­żonej w siebie i w samoświadomość. Tylko wówczas czujemy, że jesteśmy fajnym facetem, bo wykonaliśmy tę pracę. Podnosząc swoją samoocenę, mężczyźni zaczynają czuć, że zasługu­ją na coś lepszego i wybierają sobie odpowiedniejsze partnerki, tworząc po prostu sensowniejsze życie.

Czy zauważasz pewne uniwersalne wskazówki, które mogą pomóc oj­com w budowaniu silnych, trwałych więzi z dziećmi, by zapobiec takim trudnościom?

Myślę, że wielu ojców jest za bardzo skupionych na udowadnianiu, że są ok, że zasługują, że potrafią. Są zbyt zajęci pracą, osiąganiem sukcesu fi­nansowych, by cieszyć się życiem i do­świadczaniem. Za mało czasu spędzają z bliskimi, przez co tracą kontakt z nimi. Podstawą jest więc, by świadomie znaleźli czas na kontakty ze swoimi dziećmi. Poświęcali im prawdziwie swój czas, czyli nie chodzi o oglądanie fil­mów, chodzenie do kina, granie w gry, tylko poznawanie swoich dzieci, tego, jak się zachowują, jaki mają światopo­gląd, co myślą. Najzwyczajniej w świe­cie odkrywanie swoich dzieci, tzn. ich silnych stron, aspektów osobowości i rozwijanie ich. Jeżeli mężczyzna sam nie jest świadomy tego, kim jest, czego chce, jakie ma wady i zalety, a jakie wyzwania, z czym sobie już poradził, a z czym jeszcze nie, wówczas będzie mu brakowało własnego poziomu świa­domości i nie będzie w stanie rozwijać ich u swojego dziecka. Jeśli takiemu mężczyźnie uda się poznać swój pro­blem, a po spotkaniu z własnym lękiem, cieniem i demonami wykona nad sobą pracę i przekroczy swoje ograniczenia we własnym umyśle, wówczas jego wnętrze stanie się bogatsze o to do­świadczenie. Taki mężczyzna będzie w stanie towarzyszyć swoim dzieciom w odkrywaniu podobnych aspektów i pokazywać im, jaką to niesie wartość. Natomiast osoby, które nie wykonały tej pracy, będą po prostu bały się tych przestrzeni, najzwyczajniej w świecie będą unikać tego wszystkiego i nie będą zachęcać swoich dzieci, aby wy­brały się w tę podróż. Osoby, które nie przepracowały swoich różnych emocji, z postawą konieczności zasłużenia na miłość poprzez osiąganie sukcesów i zapracowywanie się, osoby bez ak­ceptacji siebie, niemające kontaktu ze swoim gniewem czy smutkiem, które jako rodzice nie dają pozwolenia swo­im dzieciom na przeżywanie emocji, ponieważ sami, jako dorośli, nie mogli się z tymi emocjami spotkać – oni blo­kują u swoich dzieci wyrażanie emo­cji, jakie we wczesnym wieku okazują w sposób naturalny i spontaniczny. Ponieważ takim rodzicom zablokowa­no wyrażanie emocji, dlatego oni sami nie dają pozwolenia swoim dzieciom na ich wyrażanie. Prawda jest więc taka, że jeśli zależy nam na dobru naszych dzieci, to powinniśmy wykonać pracę sami ze sobą. Posprzątać siebie. Wy­leczyć własne rany, jako dorośli ludzie. Wtedy nasze dzieci nie będą musiały wykonywać tej samej pracy, bo nie za­razimy ich taką postawą.

Czy możesz podzielić się konkretnymi przykładami z Twojej praktyki, gdzie naprawienie tych błędów doprowadzi­ło do poprawy relacji i jakie konkretne kroki podjąć, by ich uniknąć?

Podam przykład z męskiej grupy. Męż­czyzna odniósł duży sukces zawodowy. Był wykładowcą. I generalnie radził sobie w życiu. Ale nie umiał rozma­wiać o emocjach oraz uczuciach i stąd czuł się trochę odizolowany od swoich synów i małżonki. Jego życie na ze­wnętrznym poziomie było ok, ale na głębokim poziomie nie, ponieważ czuł się odizolowany i trochę zamrożony. Zaczęliśmy wspólnie pracować nad tym, aby jego uwagę przekierować do tego, co on czuje, co się w nim dzieje, poprzez m.in. zadawanie sobie pytania kilkadziesiąt razy dziennie: co się we mnie dzieje, co czuję, jak się mam? Od tego momentu powoli zaczął na­wiązywać kontakt ze sobą na pozio­mie emocjonalno-psychofizycznym. Następnie poprzez pracę w męskiej grupie terapeutycznej nauczył się, wraz z innymi uczestnikami, rozma­wiać o uczuciach i emocjach, o tym, co się w nim dzieje, o lękach, o tym, że coś czuje, ale jeszcze nie wie co i zaczyna to eksplorować.

Ten mężczyzna nigdy wcześniej nie dostał pozwolenia na wyrażanie uczuć, nikt go nie nauczył, jak to ro­bić. W ciągu zaledwie trzech miesięcy uczestniczenia w męskiej grupie, w bez­piecznych warunkach, nauczył się roz­mawiać na temat uczuć i emocji z inny­mi mężczyznami, wyrażać je. Zobaczył, że to wcale nie jest takie trudne czy skomplikowane. Kiedy wprowadził ten sam sposób zachowania w domu, do­szło w nim do olbrzymiej transformacji. Okazało się, że wszyscy jego bliscy są stęsknieni prawdziwego, intymnego i szczerego emocjonalnie kontaktu. Przyjęli tę zmianę z wielką ulgą. Teraz na grupie opowiadał nam o tym, że ma dzisiaj bardzo fajny kontakt z synami, że sami do niego przychodzą i go zaga­dują. Chcą z nim spędzać czas. Te kon­takty przestały być automatyczne, bo on przestał zachowywał się jak robot. Wprowadzenie w kontaktach z bliskimi ciepła, intymności i emocjonalności, dopełniło ich życie rodzinne. Ich życie przeformowało się do tego stopnia, że nawet przyjechał do mnie na zajęcia z jednym ze swoich synów, ponieważ chciał mu pokazać, jak się nauczył no­wego zachowania i skąd się wzięła ich rodzinna transformacja. I chciał swo­jego syna tym zarazić.

Inny przykład to mężczyzna, który cały czas próbował zasłużyć na ak­ceptację swojej żony i dzieci. Robił to poprzez dopasowywanie się, bycie mi­łym, kupowanie prezentów. I w sumie na głębokim poziomie ani żona, ani dzieci nie szanowały go, nie trakto­wały poważnie. Małżeństwo się roz­padło i dzieci spędzały z nim czas nie z chęci, tylko z obowiązku, bo musiały. Wpędzał się przez to w poczucie winy. Kontakt z dziećmi nie był też ciekawy, bo wymuszony. Dzieci czuły rodzaj na­pięcia w ojcu, żebrania o ich uwagę, akceptację i miłość. I w wyniku naszej, mojej i jego, wspólnej pracy, przestał budować poczucie własnej wartości w oparciu o to, czy jego żona i dzieci spędzają z nim czas. Ten mężczyzna zajął się w końcu sobą, budowaniem swojego męskiego życia, realizowa­niem swoich pasji. Zaczął podróżować, spędzać czas z innymi mężczyznami. Okazało się, że kiedy jego napięcie zniknęło, kiedy on przestał je gene­rować, relacje z dziećmi zaczęły się zmieniać. Ich spotkania zaczęły być ciekawe. Dzieci zaczęły zainteresować się tym, co robi, bo zaczął być dla nich atrakcyjny. Nagle odkryły, że ojciec wcale nie musi być z nimi na siłę, że same chcą z nim spędzać czas. Zaczęły interesować się tym, co się wydarzy­ło w życiu ojca, ponieważ stało się to ciekawe. Ciekawsze od życia ich mamy, która pozostała w trybie narzekania i nienawiści do męża, krytykowania go i pozostawania pasywną życiowo. Kiedy ojciec zbudował na nowo swoje życie, jeden z synów po pewnym cza­sie powiedział, że w sumie chciałby z nim zamieszkać i brać udział w życiu swojego ojca. Nie chciał już mieszkać z mamą. Chciałby uczyć się od niego, bo jego życie stało się atrakcyjne.

Podsumowując temat, myślę, że dziś jest bardzo dużo rodzin, w których ojcowie są zagubieni. Nie mają kon­taktu ze swoją mocą, męskością i są w sumie samotni. Nie żyją pośród innych mężczyzn. To źle wpływa na ich synów i córki. Ale też obserwuję obecnie u mężczyzn chęć transfor­macji, zmiany tej sytuacji, ponieważ coraz więcej mężczyzn szuka pomocy, przychodzi na męskie grupy i poszu­kuje sposobu bycia z innymi mężczy­znami. A takie szczere przebywanie w męskim gronie jest dla mężczyzny niesamowicie przyjemne i pozbawio­ne napięcia emocjonalnego. Jest pew­nego rodzaju odpoczynkiem, cudow­nym sposobem na spędzenia czasu. Historycznie rzecz biorąc, mężczyźni zawsze spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. I kiedy widzę, że ponownie ta tendencja u mężczyzn odżywa, cieszę się. Ci mężczyźni, którzy włożą wy­siłek w poznanie siebie, rozwiną się emocjonalnie i wybudują samoświa­domość, będą w stanie wychowywać swoje dzieci w oparciu o budowanie z nimi prawdziwych relacji, w przeko­naniu, że nie należy bać się podróży do wewnątrz siebie. Mam nadzieję, że ten trend będzie się rozwijał.

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmowa i opracowanie: Marcin Bąk

Felietonista, muzyk, założyciel projektu Sound Avenue, społecznik.