lederboard

Marika Krajniewska: Papierowy Motyl zbudowany jest na autentyczności


– Rynek wydawniczy w Polsce do łatwych nie należy. Mimo nadchodzących dobrych zmian w społeczeństwie ciężko małym wydawcom przebić się w sprzedaży na dużą skalę bez dużego budżetu przeznaczonego na reklamę, a nawet półki w księgarniach, aby książka była dobrze widoczna czytelnikom. To dla małego wydawcy ogromne pieniądze przy wyniszczających często warunkach. – mówi w rozmowie z Law Business Quality Marika Krajniewska, pisarka i założycielka wydawnictwa Papierowy Motyl.

 

LBQ: Niedawno świętowałaś siódme urodziny swojego wydawnictwa. Co się wydarzyło w ciągu tych siedmiu lat, jak się czujesz w biznesie wydawniczym jako wydawca?

Marika Krajniewska: Od początku istnienia wydawnictwa Papierowy Motyl trochę się wydarzyło. Przede wszystkim zmieniło się trochę moje podejście do rynku wydawniczego, a co za tym idzie nieco inne decyzje podejmuję teraz. Na początku było mało wiedzy praktycznej. Miałam piękne wizje i wiarę w to, że się uda. Udało się, wizje nadal są, ale nieco zmodyfikowane, jestem natomiast bogatsza o siedem lat pracy, prób, błędów, sukcesów. Może warto podkreślić, co się nie zmieniło od początku istnienia wydawnictwa. Tym czymś jest autentyczność. Cały czas dbam o to, by budować markę na autentyczności.

Co cię wyróżnia na tle innych wydawców?

– Wiedza czego oczekuje autor. Patrzę na produkt, jakim jest książka nie tylko z perspektywy wydawcy, ale również pisarza. Jest to naturalna w moim przypadku umiejętność, z tej prostej przyczyny, że sama piszę książki. Zajmuję się tym zawodowo od lat, w zasadzie w wyniku wydania przez inne wydawnictwo mojej pierwszej książki spróbowałam wejść w ten biznes. W związku z tym, że doskonale pamiętam jakie były moje oczekiwania wobec wydawcy, staram się skupiać nie tylko na produkcie od strony sprzedażowej.

Rynek wydawniczy w Polsce budzi wiele kontrowersji. Mówi się, że Polacy mało czytają, czyli w teorii popyt jest na bardzo niskim poziomie. Z czego utrzymują się wydawcy?

– Oczywiście ze sprzedaży książek. Jednak statystyki statystykami, ale na dobrą sprawę spójrz, co się dzieje w księgarniach chociażby w okresie przedświątecznym. My naprawdę kupujemy książki. I czytamy oczywiście. Widać to też na ulicach, w kawiarniach, w komunikacji miejskiej. Czytamy. Oczywiście mogłoby być lepiej, ale zawsze można tak powiedzieć. Zauważyłam ostatnio też pewną zmianę w zachowaniu młodzieży. Portale społecznościowe ze swoją powtarzalnością i zupełną nieprzewidywalnością są coraz bardziej nudne. Dzieciaki rozglądają się za książkami, pełnymi akcji i nieplastikowych bohaterów. Faktycznie jednak rynek wydawniczy w Polsce do łatwych nie należy. Mimo nadchodzących dobrych zmian w społeczeństwie ciężko małym wydawcom przebić się w sprzedaży na dużą skalę bez dużego budżetu przeznaczonego na reklamę, a nawet półki w księgarniach, aby książka była dobrze widoczna czytelnikom. To dla małego wydawcy ogromne pieniądze przy wyniszczających często warunkach.

Jak to wszystko wygląda z perspektywy autora?

– Autor najczęściej nie zdaje sobie sprawy z trudności, z jakimi boryka się wydawca. I bardzo dobrze, bo to nie jego zmartwienie. Jednak zanim podejmę się wydania kolejnego tytułu, przedstawiam autorowi realia. Często autor łączy trafienie jego książki do księgarni z pojawieniem się jego zdjęcia na okładce ekskluzywnego czasopisma. I jeśli tak się nie stanie, ma pretensje do wydawcy. Nie twierdzę, że nie jest to możliwe. Tylko prawie niemożliwe, czyli bardzo trudne. Pisarz często myli wydawnictwo z agencją PR. Naszym głównym zadaniem jest wyprodukowanie atrakcyjnej, estetycznej książki na wysokim poziomie pod względem redakcji i edytorstwa. Przekazujemy taki produkt do dystrybutora, który już swoimi kanałami i korzystając ze swojej wiedzy i doświadczenia realizuje dystrybucję najlepiej, jak potrafi. Oczywiście nie zostawiamy książki i pisarza na etapie przekazania książki do dystrybucji. Mamy swoje sposoby na promocje i korzystamy z nich przy każdym tytule. Jednak nie możemy zadzwonić do redakcji pisma i kazać im napisać coś dobrego o nowym tytule. Możemy jedynie poprosić, zasugerować, ciekawie opowiedzieć, ale decyzję podejmuje dziennikarz, naczelny, a często nawet jeśli redaktor zakocha się w książce to i tak słyszymy, że bardzo nam przykro, jednak mamy zobowiązania, bo inny wydawca wykupił artykuł sponsorowany, czyli zapłacił za recenzję! Pytam wtedy autora: ja mogę kupić ci recenzję, tylko czy to będzie uczciwe wobec czytelników i ciebie samego?

Dużo słyszy się o self publishingu. Opinie na temat tego rodzaju wydawanie książek są podzielone.

– Jest to bardzo ciekawy temat. Mogłabym długo o nim rozmawiać. Uważam, że taki rodzaj wydawania książek ma ogromną przyszłość. Na Zachodzie jest bardzo popularny, a pisarze, którzy sami wydają swoje książki, zajmują wysokie pozycje na listach bestsellerów. Niechęć wśród polskich autorów do samodzielnego wydawania książek lub zapłacenie wydawcy za to, by profesjonalnie wydał jego książkę, wywodzi się głównie z bardzo krzywdzącego przekonania, że skoro napisałem dwieście stron dzieła, to przecież mi się należy. Pytanie, co z takim przekonaniem w obecnych realiach taki autor zrobi. Ma co najmniej dwie drogi. Pierwsza, czekać aż wydawnictwo z dużym budżetem zainteresuje się owym dziełem. Takie czekanie w większości przypadków przechodzi w „niedoczekanie”. Druga droga: potraktować płatność za usługę wydawniczą jako inwestycję w siebie, swój talent i swoje marzenia, a także w swoją markę, jaką jest oprócz tytułu imię i nazwisko. Mało kto wie, że Mark Twain czy Marcel Proust również inwestowali, samodzielnie wydając swoje książki. Na własnym podwórku możemy się pochwalić Juliuszem Słowackim, który sfinansował wydanie swojej poezji. Jak widać chęć lub niechęć do self publishingu zależy od nastawienia i punktu widzenia. Jeżeli popatrzymy, ile pieniędzy wydajemy na sporty ekstremalne, wspinaczki i tak dalej, to uświadomimy sobie, że marzenia kosztują. A przecież wydanie książki też dla pisarza jest marzeniem, dlaczego więc na tego typu marzenie wydawanie pieniędzy jest czymś niewłaściwym?

Czy samodzielne wydawanie książek jest proste? Czy trzeba się na tym znać?

– Jest proste, ale pod warunkiem, że się robi to z głową i nie oszczędza się na właściwym przygotowaniu. Podstawowym błędem, jaki popełniają autorzy, jest słaba korekta i redakcja. To jest pięta Achillesowa wielu wydawców, którzy oferują usługi płatnego wydawania książek. Skład i projekt okładki również warto powierzyć specjalistom. Zachęca do korzystania ze wsparcia z doświadczenia wydawnictw w tym zakresie, ponieważ po pierwsze płacimy profesjonalistom, po drugie przy takim trybie współpracy wydawca nie przejmuje praw autorskich, które zostają u autora. Z reguły honorarium autorskie też jest wówczas o wiele wyższe niż przy tradycyjnej współpracy z wydawcą. Papierowy Motyl często wydaje książki, za wydanie których płaci autor. A autorzy z kolei często starają się o dofinansowanie od sponsorów, instytucji publicznych, urzędów itd. Ja, jako pisarka i wydawca w jednym staram się dbać o to, by moi autorzy, inwestujący w swoje książki, mogli mieć wpływ na gotowy produkt.

Wróćmy do tematu twojej osoby. Jesteś zarówno pisarką, jak i wydawcą, a mówi się, że „szewc bez butów chodzi”. W twoim przypadku to przysłowie chyba nie ma zastosowania?

– Różnie to bywa, ale staram się o siebie samą również odpowiednio zadbać. Uwielbiam pisać, chciałabym więcej czasu poświęcać temu zajęciu. Do księgarń właśnie trafiła moja najnowsza powieść „Białe noce”. Jest o miłości, o trudnościach, o niecodziennej codzienności, o wyborach, czyli o życiu i o tym, co w życiu najważniejsze. Z pisaniem mi idzie całkiem nieźle. Mam tylko jedną trudność. Łatwo mi przychodzi prosić media o wsparcie moich autorów. Gorzej, kiedy mam sama reklamować i wychwalać swoje książki. Miałam tak przez długie lata, ale ostatnio zmieniłam przekonanie. Kiedyś myślałam, że to wygląda, jakbym się przechwalała. A przecież kto najlepiej potrafi opowiedzieć o własnej książce, jak nie pisarz? Skoro napisałam konkretną książkę, skoro chcę ją pokazać światu, to znaczy, że wiem o tym, że jest warta moich czytelników. Zatem mam prawo na odważne mówienie o jej zaletach. To działa, sprawdziłam.

 

Rozmawiała: Magdalena Sarnecka

fot. Anna Podsiedlik

1 komentarz

  1. Pingback: Papierowy Motyl zbudowany na autentyczności - Papierowy Motyl - Wydawnictwo i Fundacja

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Akceptuję zasady Polityki prywatności