Marika Krajniewska: Zainwestuj w siebie!

Szuflada ma to do siebie, że często bywa zamknięta, a nawet przez wysuniętą tekst sam się nie przedostanie do czytelnika. O tym, kim jest pisarz w XXI wieku, rozmawiamy z cenioną pisarką, wydawcą Mariką Krajniewską. Poniżej mini przewodnik dla twórców!

 

 

Zanim zadam ci pytanie o to, jaki jest współczesny pisarz, chciałabym się dowiedzieć kiedy spodziewać się twojej kolejnej książki?

Lubię takie pytania! Jak chyba każdy pisarz XXI wieku. Choć, i tu ciekawostka, mimo coraz częstszego uprawiania autopromocji w sieci, zdarza się, że twórcy wciąż się wstydzą tego, co sami stworzyli, ale o tym później. Moja najnowsza książka, ukaże się już 14 sierpnia. Koniec wakacji będzie należał do moich ulubionych – póki co bohaterek – zwariowanych seniorek oraz uroczej Małej Mi, należącej do pokolenia trzydzieści plus.

To już trzeci tom opowieści z seniorkami w roli głównej.

Tak, nosi tytuł „Hej, mała!” i kończy trylogię. Choć każdy tom można spokojnie czytać oddzielnie, zachęcam do sięgnięcia po „Och, Elvis”, od którego się wszystko zaczyna i po „No, Asiu”, w którym dzieją się rzeczy niezwykłe.

Niezwykłe, bo seniorkom nie przystoi?

Dobre spostrzeżenie. Z takim odbiorem się spotkałam. Choć zdecydowana większość czytelników (tu ważna uwaga: te książki podobają się również mężczyznom!) bardzo pozytywnie odbiera babcie jeżdżące na hulajnodze. Wierzą w to, że jest to możliwe, na co znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości. I to mnie niezwykle cieszy.

Czy to oznacza, że dzięki twoim książkom, czytelnik zaczyna dostrzegać starość?

Dokładnie tak. I widzi ją jako zjawisko niezwykłe, warte uwagi i zaopiekowania.

Z tego co wiem, to nie tylko w tej materii dzieje się magia po lekturze „Och, Elvis” i „No, Asiu”.

No i właśnie się uśmiecham od ucha do ucha, ponieważ poruszyłaś kolejny niezwykły temat. Żeby nie zdradzać fabuły powiem tylko tyle: czytelnicy piszą i dzwonią z głęboką przemianą. Zaczynają dostrzegać bowiem swoje przywary, z którymi postanawiają się rozprawić. Żegnają pewne nawyki i unoszą wysoko głowę. Uśmiechają się i idą do przodu po marzenia, choć jeszcze niedawno zakopywali się w swojej strefie komfortu.

Strefa komfortu jest tematem bardzo aktualnym  właśnie dla współczesnych twórców. Czy to dobry moment, aby przejść do głównego tematu naszej rozmowy?

Zdecydowanie tak.

Jaki zatem jest współczesny pisarz? Pytam cię jako pisarkę i wydawcę zarazem. Twoja opinia jest niezwykle cenna, ponieważ wydawałaś swoje książki samodzielnie, z ramienia własnego wydawnictwa, a także wielokrotnie przy współpracy z dużymi wydawnictwami.

Współczesny pisarz jest z reguły zagubiony. Nie mówię tu o wielkich nazwiskach świata literackiego. Mówię o wszystkich pozostałych, których jest przeważająca większość. Mówię też w tym przypadku o sobie.

No ty znasz rynek wydawniczy chyba nawet lepiej, niż wielkie nazwiska…

Tak, co nie znaczy, że się w nim nie gubię. A z drugiej strony mamy teraz tak fantastyczne czasy dla twórców, że to się aż w głowie nie mieści. Opowiem może o tym, jakim może być współczesny pisarz, by jego zagubienie nie prowadziło do chaosu, lecz do twórczej kreacji.

Brzmi nieźle, zamieniam się w słuch.

Nie bądź sprytny! Ostatnio przeczytałam na pewnej grupie dla pisarzy, że ktoś otrzymał ofertę wydania swojej książki w wydawnictwie, które pobiera opłatę za usługę wydawniczą, ale ten ktoś nazwał się sprytnym i stwierdził, że doskonale wie, że to wydawnictwo chce tylko na nim zarobić! A on – ten autor jest na tyle sprytny, że to wychwycił i nie da się oszukać. Widzę tu co najmniej dwa paradoksy. Pierwszy: po co wysyłać swoją propozycję wydawniczą do takiego wydawcy, skoro się nie chce podejmować współpracy na takich warunkach? Po drugie, skąd przypuszczenie, że ktoś – w tym przypadku potencjalny partner, od którego zależy wydanie twojej książki – chce cię oszukać? Czy nie ulegamy stereotypom, zasłyszanym historiom, być może własnym przeżyciom również, ale… jeśli tylko zakładamy, że ktoś może być oszustem nie jesteśmy wcale sprytni. Pozbawiamy siebie szansy. To nie tego wydawcy pozbawiamy zarobku, lecz siebie okazji i możliwości. Dostrzeż możliwości – to, co jedni uważają za szklankę do połowy pustą, ty możesz widzieć jako do połowy pełną. Wystarczy zmiana perspektywy. Nie chce cię wydać tak zwane tradycyjne wydawnictwo? Super! Naprawdę, wierz mi, że to nie jest zła wiadomość, ani porażka. Nie chce cię wydać żadne z dziesięciu tradycyjnych wydawnictw? Doskonale! Wiem, to może brzmieć rewolucyjnie, ale tak jest. Wydaj się sam. Możesz! Jest naprawdę wiele opcji, z których można skorzystać. Spytasz: no tak, ale napisałem książkę to mam jeszcze wydawać kasę na jej wydanie? Nie musisz, ale możesz. I jeśli potraktujesz to jako inwestycję w siebie i swój biznes – bo bycie twórcą to biznes, to masz duże szanse na zaistnienie w tym właśnie biznesie.

Skup się na marzeniu, tylko tak będziesz mógł go osiągnąć. W innym przypadku, to wszystkie „ale” i „nie umiem” przejmą nad nim władzę i wcisną cię w kąt wspomnianej już strefy komfortu. Daj sobie przyzwolenie – często człowiek, gdy robi coś nowego lub coś, w czym nie osiągnął jeszcze spektakularnych rezultatów boi się wyjść ze swoim dziełem do ludzi. No bo nie ma znajomości, nie ma pieniędzy, nie ma odpowiednich kompetencji. Nazywa się to syndromem samozwańca, a ja lubię o tym zjawisku (sama tak mam) mówić syndrom Oscara. Polega to na tym, że najpierw chciałabym dostać Oscara za najlepszą rolę lub reżyserię a dopiero potem przyznam przed samą sobą, że moja twórczość ma wartość i mogę ją pokazać światu. Czyż nie jest to idealne błędne koło? Gdy zaczynałam swoją karierę pisarską i miałam w szufladzie powieść i kilka opowiadań zaczęłam marzyć, by rozesłać „to coś” do wydawców. Nie mogłam jednak tego zrobić, bo moje ja mi powtarzało: „nie masz wykształcenia, jesteś po filologii, rosyjskiej na dodatek!”. O masakra! Miałam jednak swój pomysł na siebie i stwierdziłam, że skoro czuję takie ograniczenie, to je wyeliminuję. Zrobiłam to zapisując się i kończąc z wyróżnieniem kurs kreatywnego pisania Polskiej Akademii Nauk. Zdobyłam odpowiednie wykształcenie, wysłałam opowiadanie do magazynu PANI i dostałam „Oscara” wygrywając ogólnopolski konkurs.

Nie myśl, że ktoś wie lepiej – to hasło jest bardzo mocne. Czy nie uważasz, że wydawca (załóżmy, że tradycyjny, który w ciebie inwestuje – choć najczęściej to mit, o którym się nie mówi) pomimo wielu lat doświadczeń i wielu wydanych książek znakomitych autorów, wie niewystarczająco dużo na temat książki, którą ty napisałeś? Nie wie. Mało tego, nie chce wiedzieć. To ty wiesz o niej najwięcej, z prostego powodu: tylko ty jesteś związany z nią emocjonalnie. Możesz jej nienawidzić, bo przez nią masz na koncie wiele nieprzespanych nocy, ale nadal tylko TY jesteś związany z nią emocjonalnie. Dużo później zwiąże się z nią emocjonalnie czytelnik, ale to kolejny etap. Jeszcze nie przekroczyłeś tego progu. Wniosek jest prosty: samodzielne wydanie książki może mieć dla ciebie same plusy, bo to ty wiesz jak ją stworzyć najlepiej.

Nie wiesz, jak by to było w innym modelu wydawniczym – ta niewiedza bardzo uprzykrza życie. Już wcześniej o tym wspomniałam, ale chyba warto powtórzyć raz jeszcze. Pytaj, poszukuj, buduj, kreuj. Nie gódź się na szablony. Dowiaduj się! Dokonaj wyboru: czekać, czy działać. Oczywiście, ja wiem, że tradycyjny wydawca brzmi dumnie, ale powtórzę to jeszcze raz: nasze wyobrażenia o współpracy z takim wydawnictwem są mocno na wyrost. Dlatego, bądź jak Mickiewicz lub E.L. James – zainwestuj w siebie. Przy tym bądź odpowiedzialny za swój wybór i działaj w zgodzie ze sobą. Nie umiesz? Skorzystaj z pomocy kogoś kto się na tym zna.

Czy można zapisać się do ciebie na warsztaty „jak być pisarzem?”

Taki warsztat daję swoim autorom, prowadząc ich za rękę i wydając ich książkę.

Rozmawiała: Ilona Adamska

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Akceptuję zasady Polityki prywatności