Od najmłodszych lat angażował się społecznie w sprawy publiczne, działając w ruchach parafialnych. Będąc jeszcze na studiach socjologicznych, należał do Komisji Oświaty, Kultury i Sportu Rady Gminy Błonie, gdzie reprezentował sprawy młodzieży. Całe życie zawodowe Pawła Białeckiego związane jest z pracą w samorządzie terytorialnym. Po ukończeniu studiów w 2002 roku został wybrany do Rady Powiatu Warszawskiego Zachodniego, został także członkiem Zarządu Powiatu. W roku 2006 został zastępcą wójta w gminie Kampinos. Po czteroletniej kadencji powrócił do władz Powiatu Warszawskiego Zachodniego jako wicestarosta. Od 2008 roku jest także prezesem Stowarzyszenia „Między Wisłą a Kampinosem”, działającego jako Lokalna Grupa Działania w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich.
Z wicestarostą Powiatu Warszawskiego Zachodniego, menedżerem samorządu terytorialnego, prezesem Stowarzyszenia „Między Wisłą a Kampinosem” – PAWŁEM BIAŁECKIM – rozmawia Teresa Maria Gałczyńska.
Osiem lat temu startował Pan w wyborach na stanowisko burmistrza Błonia. Przegrał Pan w drugiej turze. W tym roku zamierza Pan ponownie ubiegać się o to stanowisko. Co Pana do tego skłoniło?
– Błonie to moje miasto. Chciałbym, aby było dobrze zarządzane. Personalnie nic nie mam do Burmistrza Zenona Reszki. Nie mogę jednak zgodzić się z jego stylem zarządzania. Gdy przegrałem z nim 8 lat temu, dałem mu, jak każdy mieszkaniec miasta, szansę działania i kredyt zaufania. Po dwóch kadencjach mam już możliwość oceny. Nie zgadzam się na lekkomyślne wydawanie publicznych pieniędzy, które powinny być wydatkowane na zaspokajanie potrzeb mieszkańców w zakresie bezpieczeństwa, zdrowia, edukacji czy sportu. Dziś w Błoniu publiczne pieniądze przeznacza się na fanaberie Burmistrza.
Mówi Pan o fontannie, która wzbudziła tak powszechne oburzenie?
– Między innymi. Jedna fontanna już stoi na rynku. Przez wiele miesięcy był z nią problem, bo przeciekała. Pisało o tym wiele gazet, także ogólnopolskich. Teraz Burmistrz zdecydował się na kolejną fontannę, która ma być ustawiona w parku. Jej wykonanie będzie kosztowało budżet miasta około 4 mln złotych. Jest to kwota, która wystarczyłaby między innymi na budowę pełnowymiarowej hali sportowej lub na rozbudowę szkoły w Bieniewicach tak, żeby dzieci nie musiały chodzić na dwie zmiany.
Pan Burmistrz tłumaczy budowę fontanny możliwością przyciągnięcia turystów…
– Żartuje Pani? Cóż to za atrakcja turystyczna? Jeżeli ktoś będzie chciał zobaczyć fontannę multimedialną, to z pewnością wybierze fontanny na Podzamczu w Warszawie. Główną atrakcją naszego powiatu jest Kampinoski Park Narodowy. Uczestniczyłem w badaniach naukowych, konferencjach, które potwierdziły, że turyści, którzy tu przyjeżdżają, szukają aktywnego wypoczynku i kontaktu z przyrodą. Wątpię, żeby przyjechali do Błonia obejrzeć park. Jestem realistą, nie fantastą. Zdaję sobie sprawę, że nie mamy zbyt wiele do zaoferowania w dziedzinie turystyki. Z jednej strony mamy Powiat Sochaczewski, gdzie znajdują się zabytki związane z Fryderykiem Chopinem, z drugiej Powiat Nowodworski z Twierdzą Modlin. Jest także stolica, pełna zabytków i atrakcji. Nasz powiat przegrywa z nimi konkurencję.
Może Muzeum ziemi błońskiej?
– Władze Błonia powinny skupić się raczej na dbaniu o swoich mieszkańców i rozwój miasta. Stwarzanie dogodnych warunków dla osiedlania się nowych mieszkańców. Trzeba inwestować w oświatę, drogi, komunikację zbiorową.
Co konkretnie chce Pan zmieniać?
– Zmienić należy przede wszystkim filozofię rządzenia. Na pierwszym miejscu muszą być potrzeby mieszkańców. Chciałbym, aby mieszkańcy mieli więcej do powiedzenia. Niezbędne są badania opinii i konsultacje społeczne przed każdym kluczowym projektem. W tej chwili wygląda to tak, jakby był jeden burmistrz, który decyduje sam o wszystkim! Jak radni opozycyjni o coś dopytują, poddają w wątpliwość, to traktowani są jak wichrzyciele. Gdy opozycyjni radni złożyli wniosek o wpisanie do budżetu sali sportowo-widowiskowej, projekt został odrzucony. Nie ma go nawet w Wieloletniej Prognozie Finansowej do roku 2020. A na park pieniądze się znalazły… Tak dalej być nie może.
Nie obawia się Pan, że gdy rozpocznie Pan swoje „panowanie”, opozycja tak samo będzie Pana oceniać i patrzeć Panu na ręce?
– Po to jest opozycja. W Powiecie taż mam opozycję. Jest to bardzo potrzebne. Człowiekowi czasami trudno dostrzec swoje błędy. Opozycja na pewno ich nie przeoczy. Ważne, żeby uwagi były konstruktywne i wnosiły coś do pracy samorządu. Opozycja też musi mieć swój głos i swoje miejsce w dyskusji. Dobrym przykładem jest Grodzisk Mazowiecki, gdzie radni opozycyjni w gazetce wydawanej przez ratusz publikują swoje opinie. W Błoniu także wydawana jest gazetka, która jest mocno cenzurowana. Nie ma szans, żeby pojawiły się tam artykuły pisane przez opozycję. Zdarzały się przypadki opisywania wydarzeń, w których udział brałem razem z Burmistrzem i innymi samorządowcami. Dziwnym trafem moje nazwisko było wycinane z takich relacji.
Zauważyłam, że w małych miejscowościach, w przeciwieństwie np. do stolicy, ludzie boją się osób rządzących, na stanowiskach…
– Niestety, często tak jest. Wynika to z kilku czynników. Po pierwsze ludzie nie wiedzą, że mogą współdecydować o polityce samorządu. Są przekonani, że jak wybrali burmistrza, to teraz przez 4 lata nie mają nic do powiedzenia. Brak jest konsultacji społecznych przy kluczowych inwestycjach. Inny problem jest taki, że wójt czy burmistrz może mieć wielki wpływ na ludzi. W małych miejscowościach często jest tak, że urząd bądź podległe mu jednostki są miejscem pracy dla wielu osób. W ten sposób wielu mieszkańców zostaje związanych z burmistrzem. Ci, którzy zaczynają mówić krytycznie, tracą pracę, mają nieuzasadnione kontrole, obcina się im dotacje itp. Gmina to nie „prywatny folwark burmistrza”! Takie zjawiska są bardzo groźne, ponieważ zabijają wszelką debatę, chęć działania. Powoduje to wrażenie, że każda inicjatywa musi mieć „błogosławieństwo” burmistrza.
W Warszawie byłoby to niewyobrażalne. Żyjemy w XXI wieku. Istnieje szansa na zmianę myślenia tutejszej społeczności lokalnej?
– Liczę na to, że nawet ci obawiający się Burmistrza, pokażą swoje niezadowolenia przy urnie. Dialog społeczny jest na pierwszym miejscu. Raz jeszcze powtórzę – niezbędne są konsultacje społeczne. Kilka miesięcy temu gościłem w dzielnicy Białołęka m.st Warszawy, gdzie mieszkańcy w ramach konsultacji społecznych zdecydowali o wyglądzie i kształcie parku przy ul. Magicznej. Władze dzielnicy zabezpieczyły środki w budżecie, wskazały teren, a mieszkańcy poprzez ankiety, spotkania z projektantem zdecydowali o jego ostatecznym wyglądzie. W „Magicznym Parku” powstało boisko wielofunkcyjne, skatepark, plac zabaw. Obszar parku zbliżony jest do tego w Błoniu. Kosztował będzie około 5 mln złotych. W Błoniu wszystko odbywa się bez porozumienia z mieszkańcami. Radni zadają pytania o koszty utrzymania parku, fontanny, wody, konserwacji itd. Odpowiedzi z ratusza nie ma…
A co Pan sądzi o farmach wiatrowych?
– Pracując w Kampinosie, nie wydałem zgody na postawienie wiatraków. Nie jestem fanatycznym zwolennikiem odnawialnych źródeł energii w tej formie. Powinniśmy bardziej skupić się na kopalinach. Wiatraki nie rozwiążą problemu energetyki. W USA, które chronią swoje środowisko naturalne, priorytetem jest gaz łupkowy. Nasz kraj także powinien iść tą drogą. Wiatraki w Błoniu budzą olbrzymie kontrowersje. Nie dziwie się ludziom, którzy mieszkają w pobliżu. Wiatraki prawdopodobnie powstaną w Passie, ponieważ zostały zlokalizowane zgodnie z planem miejscowym stworzonym przez gminę.
Podobno w Błoniu macie duży problem narkotykowy wśród młodzieży. Jeśli wygra Pan te wybory, co dla Pana będzie priorytetem?
– Trzeba myśleć o młodzieży. Stworzyć warunki do rozwoju i spędzania wolnego czasu. Brakuje nam infrastruktury sportowej. Mamy boiska, ale w okresie jesiennym jest problem z dostępem do hali. Jej budowa jest bardzo potrzebna. Ludzie w Błoniu garną się do sportu. Kluby sportowe są bardzo aktywne. Trzeba wspierać tą aktywność. Należy wspierać wszelkie formy pracy z młodzieżą, zwiększyć środki na profilaktykę, ale także zapewnić dostęp do opieki psychologicznej i pedagogicznej.
Widzę, że budynek starostwa, w którym rozmawiamy jest otoczony przepięknie zadbaną zielenią. To Pana zasługa?
– To zasługa pana starosty Jana Żychlińskiego, który z wykształcenia jest magistrem inżynierem po Wydziale Ogrodnictwa na SGGW. Ogrody to jego pasja.
Największym osiągnięciem Pana kadencji jest LGD (Lokalna Grupa Działania) – stowarzyszenie „Między Wisłą a Kampinosem”, którego jest Pan założycielem i prezesem. Czy 17 mln złotych dofinansowania z Unii Europejskiej trafiło do środowisk lokalnych?
– Oczywiście pieniądze trafiły tam, gdzie były najbardziej potrzebne. Zostały zainwestowane na terenie Błonia, Kampinosu, Brochowa, Leszna, Ożarowa Mazowieckiego, Starych Babic, Izabelina, Łomianek, Leoncina i Czosnowa. Środki zostały przeznaczone na rozmaite projekty takie jak świetlice wiejskie, place zabaw, miejsca rekreacji, budowę boisk, a także na imprezy okolicznościowe. Wspieraliśmy również rozwój działalności gospodarczej. Były inwestycje praktyczne, ale były i takie, które mają podnosić atrakcje przestrzeni publicznej. W maju odsłonięta została rzeźba Pchły Szachrajki, która powstała w ramach projektu złożonego przez Powiatową Bibliotekę Publiczną. Figurka tej zabawnej postaci, stworzonej przez Jana Brzechwę, stanęła w pobliżu Powiatowej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Błoniu. Jak czytamy w wierszu Brzechwy: „Na to rzecze Pchła do Słonia, a ja jestem rodem z Błonia…”.
Jest Pan członkiem jakiejś partii?
– Nie jestem w żadnej partii. Uważam, że samorząd to nie jest miejsce dla partii politycznych. Nie ukrywam, że mam prawicowe poglądy. Nie ukrywam także, że byłem członkiem Przymierza Prawicy, która później połączyła się z Prawem i Sprawiedliwością. Dziś wiem, że bycie członkiem partii może być przeszkodą w działalności. Spotykam się z różnymi ludźmi, o różnych poglądach i z rozmaitych partii. Razem współpracujemy. Drogi czy chodniki nie mają barw politycznych, więc walkę partyjną w samorządzie uważam za niebezpieczną dla mieszkańców.
W takim razie życzę Panu powodzenia i dziękuję za rozmowę.
fot. Jerzy Walkowiak