Relacje w rodzinie, relacje w biznesie

W pewnym mieście może nie tak całkiem daleko od was, była sobie rodzina. Elegancki, starszy pan Wiktor, z pięknymi piwnymi oczyma, od dziesięciu już lat, nie mieszał z żoną Wandą. Miał dwóch synów bliźniaków, Piotra i Pawła. Pewnego pięknego popołudnia na spotkaniu u przyjaciół, jego wzrok połączył się ze wzrokiem pięknej, długowłosej Basi i jak to bywa w życiu, pojawiała się miłość, a wraz z nią w niedługim czasie, córka Ania.

 

Wiktor prowadził swój własny biznes, niewielką firmę zajmującą się produkcją opakowań plastikowych do próbek, dla producentów lakierów.  Firma, mimo iż założona jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, generowała systematyczne przychody, a pieniądze pozwalały na spokojne życie. Lata mijały, rodzina spotykała się co roku na urodzinach seniora. Była to okazja do gwarnych rozmów z bratem Wiktora i oczywiście z gośćmi ze strony partnerki Basi, w tym Urszulą, jej siostrą.

Każdego roku inna osoba z rodziny chwaliła się swoimi osiągnięciami. Czasem był to namalowany obraz, jak w przypadku cioci Uli, a czasami opowiadania brata Wiktora o sukcesach na polowaniach. Widać było przywiązanie i życzliwość między członkami rodziny.

Któregoś lata, córka Basi i Wiktora – Ania, opuściła Polskę. Spodobały się jej ciepłe kraje i osiadła w Emiratach Arabskich. Jednak w czasach Skype, Messenger i WhatsApp, nie było problemu, aby rozmawiać na każdy temat z odległych zakątków na ziemi.

Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że Basia to partnerka Wiktora. Jakoś nigdy nie było czasu na uregulowanie sytuacji prawnej. Synowie Paweł i Piotr z małżeństwa Wiktora pozostali przy swojej mamie Wandzie. Po ojcu odziedziczyli gen przedsiębiorczości i prowadzili dobrze prosperujący, rodzinny biznes budowlany.

Od jakiegoś czasu senior rodu lokował sporo oszczędności w nieruchomościach na terenie miasta, w którym mieszkał. Udzielał się również społecznie i był znaną jego osobistością. Jako dusza towarzystwa, bywał na salonach, a jego nazwisko często pojawiało się na sportowych stronach gazety, w charakterze sponsora lokalnego klubu.

Aż tu nagle, pewnego, pięknego popołudnia senior rodu zaniemógł. Pogotowie zabrało Wiktora na OIOM i udzieliło natychmiastowej pomocy. Zdecydowano, że pozostanie w szpitalu,  ponieważ nie było z nim żadnego kontaktu. Nie mówił, nie czytał, nie pisał. Udar mózgu spustoszył ciało seniora i zabrał wszystkie, możliwe kanały porozumienia się z nim. I co dalej? Zadała sobie pytanie Basia.

Nie bardzo orientowała się w sprawach związanych z prowadzeniem produkcji opakowań plastikowych. Zupełnie zapomniała, że nie ma żadnych praw. Piękny dom, w którym wspólnie spędzali miłe chwile, był również współwłasnością żony. Wiktor miał dopiero 63 lata, był zawsze zadbany, elegancki i wysportowany.  Dbał zarówno o zdrowie, o dietę i aktywność fizyczną. Basi nawet nie przyszedł do głowy czarny scenariusz.

Dokumenty i pełnomocnictwa w firmie nie były przygotowane do jej zamknięcia ani zarządzania nią. W krótkim czasie pojawiła się żona Wiktora, co wprowadziło ogromne zamieszanie.

Pani Wanda, w towarzystwie swoich synów, delikatnie zasugerowała Basi, że jest właścicielką zarówno dobrze prosperującej firmy, jak i połowy wszystkich nieruchomości oraz konta bankowego. Zatem Basia musiała opuścić dom.  Jak to dobrze, że Basia miała bardzo dobre relacje ze swoją mamą i mogła wrócić pod  jej dach. Córka Ania wspierała mamę, jak potrafiła z dalekich Emiratów.

Jednak problemy się nie skończyły.

Po 6 tygodniach szpital zawiadomił rodzinę, że należy zabrać chorego do domu. W Polsce oznacza to, że ze skierowaniem w ręku należy poszukać ośrodka w celu dalszej rehabilitacji po udarze mózgu. Po tygodniach poszukiwań znalazł się jeden w okolicy, który zapewnił opiekę, na kolejnych 6 tygodni rehabilitacji. Po tym okresie Wiktor musiał wrócić do pięknego,  luksusowo urządzonego i wyposażonego domu, jednak absolutnie nieprzygotowanego dla osoby po udarze. Wymagana była całodobowa opieka nad chorym. Z dużym oporem, prawowita małżonka Wanda, zdając sobie sprawę, że sama nie podoła, poprosiła Basię, o pomoc w opiece nad Wiktorem. Było to jednak wyjście tymczasowe. Stan Wiktora pogarszał się i wymagał pobytu w szpitalu oraz fachowej opieki. Na miejsce w takiej placówce trzeba było długo czekać. Na szczęście pomógł lekarz pierwszego kontaktu, który wypisał skierowanie do ośrodka. W końcu znalazł się zakład opiekuńczy, jednak cena za każdy miesiąc pobytu była ogromna –  znacznie przekraczająca rentę Wiktora. Wanda zmuszona była płacić. Spowodowało to narastające konflikty w firmie. Synowie byli wściekli na matkę, tym bardziej że nigdy nie mieli z nią dobrych relacji. Często spierali się w biznesie o decyzje jakie podejmowała. Różniło ich inne spojrzenie na wiele spraw, a przy tym pojawia się zazdrość o miłą atmosferę w nowej rodzinie ojca i ich rzadki kontakt z nim oraz brak serdecznych relacji z mamą.

I tak płynęło sobie życie Wiktora z rehabilitacją w tle i odwiedzinami przez dwie kobiety. Jednak okazało się, że najgorsze było jeszcze przed nimi. Pewnego dnia Wiktor zmarł. Przyszedł czas na uregulowanie spraw spadkowych. Obydwie rodziny przeżyły szok, gdy w testamencie okazało się, że posiadany majątek, został zapisany bratu Janowi.

Rozgorzała ogromna kłótnia, wzajemne pretensje i zarzuty. Jak tak może być, dlaczego nie zostały uwzględnione dzieci i partnerki. Dlaczego nikt nie zapytał nigdy Wiktora, jakie ma plany? Co teraz? Jak poradzić sobie z firmą? Kto zapłaci zobowiązania wobec ZUS? Urażeni synowie Piotr i Paweł, nie chcieli nawet uczestniczyć w ostatniej drodze Wiktora na cmentarz. Wszędzie panowała złość, płacz i  niedowierzanie.

Sytuacja rodziny mogła być zupełnie inna. Nie myślimy o tym, że może coś nam się przytrafić, o chorobach, o przyszłości, która wydaje nam się taka daleka. Gdyby Wiktor miał zabezpieczenie w postaci polisy chroniącej go od tak poważnych chorób. Gdyby dopuścił do siebie kogoś z rodziny i powstałoby porozumienie rodzinne, w której byłby plan, jak postępować w podobnych sytuacjach. Czy kiedykolwiek myśleliście o tym?

Czy to nie jest tak, że pracujemy 5, 10 15 lat. Zajmujemy się budowaniem biznesu, rozwojem, gromadzeniem majątku, a ilu z nas zastanawia się, w jaki sposób go zabezpieczyć . Współpracujemy z partnerami biznesowymi i  w różnych sytuacjach podpisujemy umowy z kontrahentami, zabezpieczamy się. Zdajemy sobie bowiem sprawę, że umowy są nam potrzebne nawet, jak dobrze idzie. Czy jednak pytamy, czy sami siebie chronimy? Rozmawiamy o kwestiach własnego majątku? Zadajemy pytania? Kto ma przejąć prowadzenie firmy, gdy my nie mamy takiej możliwości? Kto ma dziedziczyć? Kto ma mieć dostęp do pieniędzy. Czy jesteśmy zabezpieczeni na wypadek choroby i czy nasza rodzina również?

Na spokojnie i bez presji czasu, tak żeby być spokojnym i ominąć wiele stresowych sytuacji. Czy widzisz w sobie Basię, Wandę i Wiktora? Wiesz, co przyniesie przyszłość?

„Za późno na budowanie studni, gdy płonie las”

„Noe budował arkę, gdy deszcz nie padał”

Ja nie znam przyszłości, z tego względu jestem zabezpieczona i teraz pomagam w tym innym. Zachęcam pomyśleć o tym, aby nie doświadczać tragicznych historii Wiktora, Basi i Wandy, porozmawiać ze mną o ochronnie i dlatego zapraszam Was do kontaktu ze mną.

Artykuł napisany na podstawie prawdziwej historii. Imiona i miejsce zdarzenia zostały zmienione.

Mirosława Kowalkowska

Więcej na: www.miroslawakowalkowska.pl 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Akceptuję zasady Polityki prywatności