Prezydent Andrzej Duda oraz premier Donald Tusk spotkają się z przywódcą USA w 25. rocznicę przystąpienia Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego (NATO). – Zaproszenie polskiego prezydenta i premiera do Białego Domu to ewenement, który można wyjaśnić na kilka sposobów – mówi profesor UW z Ośrodka Studiów Amerykańskich, dr hab. Bohdan Szklarski. W jego ocenie wizyta powinna mieć charakter prezydencki, jednak kluczowe jest zrozumienie pozycji prezesa rady ministrów w polskim systemie politycznym.
Politolog dr hab. Bohdan Szklarski, profesor UW z Ośrodka Studiów Amerykańskich, przyznaje, że taka „łączna” wizyta prezydenta i premiera jednego kraju w Waszyngtonie to ewenement. Taką nierzadką konfigurację spotkania na szczeblu międzynarodowym można wyjaśnić na kilka sposobów. Przede wszystkim warto wziąć pod uwagę specyfikę polskiego systemu politycznego wynikającego z Konstytucji RP.
– Tak naprawdę wizyta powinna być prezydencka, bo to jest ten sam poziom formalny, ale prezydent w USA ma dużo mniej władzy niż premier w Polsce, więc w sprawach bezpieczeństwa czy wojny w Ukrainie to prezydent Duda jest odpowiednikiem Joe Bidena, ale we wszystkich innych sprawach jest jego odpowiednikiem Donald Tusk, bo nie ma premiera w Stanach Zjednoczonych. Więc z tego powodu można powiedzieć, że jeżeli mamy mówić o praworządności, demokracji, imigracji, to rozmówcą dla Joe Bidena jest premier Tusk, więc jest to naturalne – ocenia dr hab. Bohdan Szklarski.
Politolog bierze jednak pod uwagę także inne przesłanki, które mogą być w tym przypadku równie istotne.
– Można odebrać to jako wsparcie dla premiera Tuska, który został jakby zrównany w swoim statusie politycznym z prezydentem Dudą, ale równie dobrze to samo zdanie mogę odkręcić i powiedzieć, że jest to prestiżowe dla prezydenta Dudy, że Joe Biden chce się spotkać z tym, kto właściwie nie ma władzy, a jednak pokazuje mu Joe Biden, że uznaje go jako jedną z dwóch osób sprawujących władzę w Polsce – podkreśla.
Ekspert zwraca uwagę, że obecność premiera Donalda Tuska w Białym Domu należy odebrać również jako sygnał w kwestiach jakości demokracji, a także wsparcia dla kierunku zmian, jaki przyjęła obecna władza w Polsce. W tym kontekście mówimy jednak nie tylko o „sygnale” skierowanym w stronę naszego kraju, ale także do Donalda Trumpa. Spotkanie Bidena z Andrzejem Dudą i Donaldem Tuskiem w tym samym miejscu i czasie to również istotny element strategii w polityce międzynarodowej Białego Domu.
– Pewność, że Polska mówi jednym głosem i myśli tak samo jak Stany Zjednoczone, jest dla Joe Bidena ważna, bo my jesteśmy jakby lobbystą siły sojuszu transatlantyckiego w Waszyngtonie – zauważa prof. Szklarski.
Naukowiec z Ośrodka Studiów Amerykańskich zwraca uwagę także na datę spotkania, która ma także głęboką symbolikę. Przypomnijmy, 12 marca 1999 roku, czyli dokładnie 25 lat przed terminem omawianej wizyty, Polska wraz z Czechami i Węgrami wstąpiła do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Oficjalne przyjęcie naszego kraju odbyło się w południe w Bibliotece Harry’ego Trumana w Independence w stanie Missouri.
– To jest ważny dzień dla Polski, to jest sygnał z Waszyngtonu dla Polski, że zależy nam na tym, żebyście byli trwałym, twardym i ważnym sojusznikiem. I nie tylko dlatego, że jesteście na wschodniej flance NATO, bo to też jest ważne, żeby Amerykanie mieli spokój i silnego sojusznika na wschodniej flance, ale również z tego powodu, że jesteśmy wracający do rodziny państw demokratycznych po ośmiu latach rządów PiS – podkreśla profesor.
Politolog zauważa, że choć z różnych powodów data „jest przydatna”, to jednak nie ma powodu, by wczytywać się w nią w szczególny sposób. Prof. Szklarski zwraca bowiem uwagę, że Amerykanie mają często problemy z datami.
– Przecież prezydent Barack Obama zawiesił czy właściwie zrezygnował z projektu tarczy antyrakietowej budowanej w Polsce, która w polskiej elicie widziana była jako ochrona przed rosyjską agresywnością, 17 września, czyli w dzień agresji radzieckiej na Polskę w 1939 roku. Trudno było wybrać gorszą datę, wystarczyło o jeden dzień przesunąć ogłoszenie decyzji przez Obamę. Obama tego nie zrobił, bo oni po prostu nie zawsze dbają o dobre, symboliczne stosunki z małymi sojusznikami – podkreśla.
Joe Biden w swoim zaproszeniu wystosowanym do prezydenta i premiera napisał o wzmacnianiu więzi między naszymi narodami w tym zwrotnym punkcie historii. Prof. Szklarski zauważa, że wejście Polski do NATO ćwierć wieku temu było faktycznie zwrotnym punktem. Jego zdaniem obecna wojna w Ukrainie dowodzi, że rozszerzenie NATO miało ogromny sens.
– Bez tego rozszerzenia nie wiadomo, czy wojna byłaby dzisiaj tylko w Ukrainie, czy nie toczyłaby się też na polskiej ziemi albo bałtyckiej przynajmniej. Więc umocnienie rozszerzenia NATO, wysłanie sygnału do Rosji i państw autorytarnych, żeby nie liczyły na to, że Zachód, bo jest demokratyczny, bo jest kapitalistyczny, bo jest zróżnicowany, będzie miękki w stosunku do autorytaryzmów, to może być przesłanie tej wizyty, jeśli miałbym się doszukiwać czegoś poza relacjami czysto polsko-amerykańskimi.
Eksperci od polityki międzynarodowej, analizując obecną sytuację, patrzą na relacje polsko-amerykańskie w zdecydowanie szerszym kontekście, wykraczającym poza zbliżające się spotkanie w Waszyngtonie. Ich uwagę przykuwa możliwy powrót do Białego Domu Donalda Trumpa.
– Jeśli by się zdarzyło, że Donald Trump wróci do Białego Domu w listopadzie, a właściwie w styczniu przyszłego roku, obejmie urząd, Polska znajdzie się w czołówce państw, które będzie wychwalał jako wzorowy sojusznik ze względu przede wszystkim na poziom finansowania bezpieczeństwa z naszego budżetu – powiedział prof. Szklarski. – Jesteśmy państwem, które bodajże najwięcej procentowo PKB wydaje na bezpieczeństwo i w tym sensie będziemy stawiani jako wzór dla innych – dodaje.
Według danych NATO Polska w 2023 roku wydała na obronność 3,9 proc. Produktu Krajowego Brutto, co stawia nas na pozycji lidera wśród wszystkich członków Sojuszu. W ub.r. rekomendowany poziom 2 proc. PKB przekroczyła 1/3 państw NATO. Stany Zjednoczone (3,5 proc.), Grecja (3 proc.), Estonia (2,7 proc.), Litwa (2,5 proc.), Finlandia (2,5 proc.), Rumunia (2,4 proc.), Węgry (2,4 proc.), Łotwa (2,3 proc.), Wielka Brytania (2,1 proc.) i Słowacja (2,03 proc.).
Można się spodziewać, że bardzo prawdopodobna jest wizyta Donalda Trumpa w Polsce niedługo po ewentualnym zwycięstwie w wyborach, choć zdaniem profesora nie wiadomo, czy będzie ona pożądana po stronie polskiej tak, jak było to w czasach poprzedniej ekipy rządzącej w Warszawie.
Niemniej naukowiec ocenia: – Jesteśmy drugorzędnym partnerem amerykańskim, gdy przychodzi do sporów i konfliktów, niezgody pomiędzy Polską i Stanami Zjednoczonymi, szybko się nas przywołuje do szeregu. I polskie interesy w Waszyngtonie tak długo są chronione, jak długo one zgadzają się blisko z interesami Stanów Zjednoczonych.
Taki scenariusz w ocenie naszego rozmówcy pojawiłby się, gdyby np. doszło do rozbieżności w kwestii swobodnego handlu z Chinami. Dr hab. Bohdan Szklarski nie przewiduje jednak, żeby nastąpiła jakaś znacząca zmiana w relacjach między Warszawą a Waszyngtonem mimo zmiany lokatora Gabinetu Owalnego.
fot. Freepik.com