REESE WITHERSPOON: Jestem aktorką!


Co robi Reese Witherspoon, gdy nie pracuje? O czym marzy? Czego pragnie? Za czym tęskni? W rozmowie z Law Business Quality na wyłączność Reese odkrywa rąbek swojego prywatnego życia.

 

Pochodzisz z medycznej rodziny. Kiedyś zagrałaś rolę lekarki. Czy pytałaś wtedy swoich rodziców o jakieś rady?

– Moich rodziców? Tak, bo mój ojciec jest lekarzem, a matka pielęgniarką. Pamiętam, że gdy dorastałam, głównie rozmawiało się w domu na tematy medyczne. Gdy czytałam ten scenariusz, widziałam szansę na zagranie tego, co sama widziałam jako dziecko w domu, jak wyglądało życie moich rodziców. Pracowali non stop dla dobra innych ludzi, troszczyli się o pacjentów, co odbijało się nieco na braku życia rodzinnego. To ważne wspomnienie mojego dzieciństwa. Oni nawet nie zauważali tego, jak bardzo się sami zaniedbują, nie mając czasu dla siebie. Wiem o tym doskonale na przykładzie mojego ojca, który ciągle zajmuje się pacjentami. Po 18 godzinach pracy nie ma siły zająć się sobą i ja to rozumiem.

Czy pamiętasz jaka brzmiała najlepsza rada rodziców?

– Tak. Zawsze pracuj. Pracuj i miej pracę, bo praca to ubezpieczenie na życie. Dla własnego dobra polegaj na samej sobie, a nie na innych.

Czy przeżyłaś w swoim życiu jakieś niezwykłe chwile, bo grałaś różne ciekawe postacie?

– Niezwykłym przeżyciem było dla mnie urodzenie moich dzieci (śmiech). To była prawdziwa udręka, bo trudno mi sobie wyobrazić jakiś większy ból w całym życiu. Miałam nadzieję, że to mnie więcej nie spotka , ale potem zdecydowałam się na drugie i trzecie dziecko i wszystko było OK. Jednak to właśnie w takich momentach człowiek uzmysławia sobie, jak wiotkie jest życie, kiedy widzi się wokół lekarzy i czuje się strach, choć liczy się, że wszystko się uda.

No właśnie masz troje dzieci, męża i wspaniałą karierę. Czy to znaczy, że to wszystko da się pogodzić?

– Uważam się za szczęściarę, bo udało mi się stworzyć wspaniałą rodzinę, która zawsze mnie wspiera. Ponadto mam wielu ludzi, którzy mi kibicują, czują wokół siebie dużo dobrej woli, co uważam za swoiste błogosławieństwo. Ludzie zatrzymują mnie na ulicy i mówią: „Kochamy cię”. To wspaniałe, gdy czuje się takie wsparcie. To jest potrzebne, bo wiadomo, że każdy ponosi porażki, każdemu musi powinąć się noga i każdy ma słabsze lata. Ze mną też tak było.

Czy jako troskliwa mama zauważasz u swoich dzieci pewne wyczulenie na otaczający świat, jakiego nie mamy my dorośli?

– Zdecydowanie to dostrzegam. Dzieci mają coś, co nazwałabym własną, niezwykłą intuicją. Pamiętam, jak jechałam kiedyś z córką taksówką w Nowy Jorku i wysiadając, ona powiedziała: „Dziękuję John”. Odwróciłam się i zapytałam ją, do kogo mówi. To było bardzo dziwne, ale okazało się, że ona wyczuła, jak taksówkarz miał na imię. Dzieci ponoć wyczuwają ludzi i wiedzą, kim oni są.

Czy jako mama trojga dzieci czujesz się teraz czasami inaczej, nie jak hollywoodzka gwiazda?

– Oczywiście, że tak jest. Trudno uważać się za gwiazdę, gdy u jednej nogi siedzi jedno dziecko, a drugie płacze: „Mamo weź mnie na ręce”. Staram się realistycznie chodzić po ziemi, nie odrywam się od niej. Co może być fajniejszego od siedzenia na podłodze z dziećmi, słuchania, jak się śmieją.  Ich śmiech jest taki szczery i znaczy dla nas dosłownie wszystko.

Czy jesteś romantyczna i co robisz, by w normalnym życiu było romantycznie?

– (Śmiech) To kwestia gotowania. Najważniejsze jest umieć ugotować dobry obiad. Ważne, by się o siebie nawzajem troszczyć, by mieć dla siebie empatię.

Co sądzisz o tym, że gazety rozpisują się na Twój temat od wielu lat?

– Wydaje mi się, że ludzie wiedzą o mnie prawie wszystko. W sumie jestem nudna, wszystko na swój temat powiedziałam, wszystko o sobie przeczytałam. Dzięki temu mogę koncentrować się wyłącznie na pracy, na filmach. Takie dorastanie w świetle jupiterów, jakie mnie spotkało, to ciekawe przeżycie. Muszę tylko bardziej uważać na to, co mówię.

Udało Ci się gładko przejść z dziecięcego aktorstwa na gwiazdorski poziom. Co sądzisz o obecnej młodzieży i konkurencji?

– Wygląda na to, że obecnie trzeba startować naprawdę w młodym wieku. Nie widzę powodu, by czekać z pokazaniem się na scenie do wieku 35 lat. Najlepsza droga to powolne, systematyczne budowanie kariery, tak, by ludzie odkrywali cię w różnych filmach i rolach. Kobiety chyba muszą startować w młodym wieku, tak to teraz wygląda.

Czy nie uważasz, że pracujesz za dużo?

– Owszem, mam takie obawy, bo parę razy pracowałam bardzo ciężko ciągiem, przechodziłam z filmu na film. Do tego dochodziły obowiązki związane z promocją i to wszystko było naprawdę trudne. Wiem, że nie miałam czasu dla siebie, a to jest bardzo ważne, by się uspokoić i odpocząć. Zamierzam zrobić sobie od lutego dłuższe wakacje. Potrzebuję trzech miesięcy, by się zrelaksować.

Co decyduje o tym, ze wybierasz konkretną rolę – scenariusz czy partner w obsadzie?

– Zdecydowanie najważniejszy jest scenariusz, bo jeśli nie ma dobrego pomysłu, to wiadomo, że film będzie zły. Następnie interesuje mnie to, kto ma grać w tym filmie. Pamiętam, że grając w „Just Like Heaven” bardzo się ucieszyłam i odetchnęłam, że moim partnerem będzie Mark Ruffalo. Wiedziałam, że będzie w tej roli dobry, bo znałam jego dokonania dramatyczne. Ludzi zdziwiło to, jak Mark potrafi być zabawny, bo on naprawdę ma wielkie poczucie humoru. Generalnie miałam szczęście do świetnych partnerów na planie.

A jak tłumaczyć Twoje niebywałe wyczucie do wybierania ról, bo praktycznie żaden, no może tylko jeden Twój film poniósł porażkę?

– Ha,ha, nie, to nie prawda, zagrałam w kilku filmach, które nie były dobre. Cóż, trzeba kręcić dalej, trzeba iść do przodu.

W jaki sposób wybierasz dobre dla siebie scenariusze?

– Nazwałabym to intuicją, kieruję się takim wewnętrznym głosem. Z drugiej strony muszę mieć jakąś więź z postacią, którą mam zagrać. Muszę ją rozumieć albo w jakiś sposób znać. Wybieram takie filmy, które ludzie chcieliby zobaczyć. Nie decyduję się na depresyjne filmy, bo chyba niewielu ludzi lubi oglądać coś, co ich przygnębia. Lubię grać w komediach i czasem zagrać w  biografii Johnny’ego Casha (śmiech).

Byłaś w tym filmie znakomita, dostałaś słusznie Oscara, jak go wspominasz?

– „Spacer po linie” był trudnym filmem, bardzo się nad nim napracowałam. Przez 5 miesięcy były próby, uczyłam się śpiewu i gry na instrumencie, a ponadto nagraliśmy muzykę na płytę. To był najtrudniejszy okres prób, jaki miałam kiedykolwiek przed kręceniem filmu. To film o Johnnym Cashu, o tym jak dorastał i to historia jego znajomości z June Carter. Oni stworzyli związek,  ale nie mogli być ze sobą razem nawet wtedy, kiedy byli na wspólnych trasach. To trwało 12 lat, bo oboje byli w związkach małżeńskich z innymi partnerami. To były inne czasy i nie porzucało się wtedy żon i mężów tak łatwo jak teraz. Oni mieli swoje zasady moralne i dlatego przechodzili prawdziwe tortury, bo kochali się bardzo. To piękna i wzruszająca historia. Po pracy nad „Spacerem po line” zadzwoniłam do mojego agenta i powiedziałam: „Daj mi teraz rolę w komedii, bo jestem w depresji. Widzę wszystko czarnym kolorze i muszę się tego pozbyć z mojej głowy. Chcę zagrać coś co mnie rozweseli”. No i pojawiła się propozycja „Just Like Heaven”, którą uznałam za idealną.

Wspomniałaś „Just Like Heaven”, czy chciałabyś być, jak w tym filmie czasami niewidoczna?

– O, co za dobre pytanie! To mogłoby być całkiem dobre. Dosyć zabawne były dla mnie te sceny, gdy inne osoby mówiły o mnie w taki sposób, jakby mnie tam nie było. To jednak było dziwne. Co do tytułowego nieba to często zastanawiam się, jak tam może być. Tam chyba będzie można spotkać po śmierci całą rodzinę i bliskich. Ja zobaczyłam swoją babcię, gdy rodziłam, co było dziwnym przeżyciem, ale pamiętam, że widziałam ją dokładnie.

Czy wierzysz , że tak jak ta filmowa miłość, coś Ci jest w życiu przeznaczone?

– Zdecydowanie wierzę w to, że ktoś tam na górze wymyślił plan dla nas wszystkich, dowodem jest na to dziewczyna z Tennessee w Hollywood. Gdyby nie ten plan, to zapewne by mnie tu dziś nie było. Tak, wierzę w przeznaczenie.

Czy lubisz pracować przy filmie, gdzie jest sporo efektów specjalnych?

– Pierwszy raz chyba z 10 lat temu, to było dla mnie coś nowego, bo wcześniej nie grałam w filmach z efektami specjalnymi. Dlatego to było podniecające, ciekawe przeżycie. To była dobra zabawa, bo te efekty pojawiają się w odpowiednim momencie i dodają do dramaturgii filmu.

Jak nowy film „Gorący pościg” poszerzył Twój arsenał aktorskich zdolności do grania ról komediowych?

– To była dobra zabawa. Nie grałam w komedii od 3 lat. To rola było także czymś zupełnie innym, czułam, że to coś świeżego, nowego. Udział w tym filmie Sofii Vergara to dodatkowa zabawa. Miałyśmy wspólnie na planie wspaniałą zabawę.

Co jest dla Ciebie trudniejsze do zagrania – komedia słowna czy sytuacyjna z użyciem siły fizycznej?

– Komedia z udziałem siły jest dla mnie trudniejsza, bo tego nie mam w sobie. Cieszyłam się, że reżyserka Anne Fletcher rozpisała to wszystko dla nas i nauczyła nas, co mamy robić.

Jak sobie dajesz radę z bronią, bo w tym filmie trochę strzelasz. Umiesz strzelać?

– Wiesz, że dobrze strzelam, ale nie lubię kontaktu z bronią. Tak, umiem strzelać, ale ostatni raz strzelałam na planie filmowych chyba 14 lat temu. W tej scenie, gdzie strzelałam, krzyczałam do wszystkich: „Uwaga!”.

A jak ważny jest dla Ciebie przekaz, wymowa filmu, w jakim grasz lub jaki produkujesz?

– Przekaz? Ten film mówi o bardzo silnej, kobiecej przyjaźni, o dwóch kobietach. To nie jest komedia romantyczna, to typowa komedia akcji. Tym różni się od innych filmów, to jest zabawa.

1715009_glinka-agency.com

A generalnie, co powiesz o przesłaniach swoich filmów?

– Tak generalnie to jest to dla mnie ważne, jaka wiadomość wysyłam filmem w świat. Jako że jestem coraz starsza, to zastanawiam się nad wpływem, jaki mam na ludzi i ważne jest dla mnie, o czym są moje filmy.

Jak czujesz się jako wzorzec dla tylu kobiet na świecie?

– To jest odpowiedzialność, która traktuje naprawdę poważnie, ale również zwracam uwagę na to, co ma sens dla mnie od strony artystycznej. Zawsze wzrusza mnie to, że ktoś ogląda moje filmy.

Czy nie uważasz się za kobiecy odpowiednik George’a Clooneya. Grasz, produkujesz ciekawe filmy, jesteś uwielbiana przez fanów?

– Tak, czy patrząc na mnie, nie myśli się o George’u Clooneyu? Ha,ha, myślałam, że chodzi o to, jak całuje w filmie. W tym filmie namiętnie całowałam Sofię, ha ha.

A jaki jest największa zaleta Reese aktorki?

– Moja największa zaleta, hmm. Prawdopodobnie to, że zawsze zastanawiam się, co jest takiego bezbronnego w postaci, którą gram. Myślę zawsze o drodze, jaką odbywa moja postać w filmie i tym, jak kończy. Wydaje mi się, że daję bardzo poważne odpowiedzi na twoje pytania.

To zależy, a czy zbierasz jakieś pamiątki po filmach, w których grasz? Może sukienki?

– Tak, czasami zatrzymuję krzesła z planu. Zawsze biorę sobie jeden kostium z filmu i mam już sporą kolekcję.

A wzięłaś ten mundur policyjny z tego filmu?

– O nie, nie. W nim nie wyglądałam zbyt dobrze. Wzięłam ten fajny kostium z pościgu, podobał mi się.

Jak często myślisz sobie, że jesteś zbyt inteligentna na typowe hollywoodzkie filmy?

– Ja? Nigdy. Jestem aktorką, nie jestem nikim ponad tym. Podoba mi się to, co robię.

Czy to prawda, że w pracy lubisz mieć wszystko pod kontrolą?

– Jestem okropna (śmiech), lepiej, byś o tym nie wiedział. Kiedy pracuję na okrągło, to daję się we znaki. Tak, lubię mieć kontrolę. Uważam, że w pracy ludzie muszą dawać z siebie wszystko, być zawodowcami, bo ja też ciężko pracuję i staram się zawsze być profesjonalistką.

Jakie jest Twój związek ze światem filmowym oprócz aktorstwa?

– Mam od 2012 r. wraz z Bruną Papandreą nową firmę produkcyjną Pacific Standard. Wyprodukowałyśmy filmy „Wild” i „Gone Girl”, które odniosły duże sukcesy. Pracuje nad nowymi pomysłami filmów głównie z udziałem młodych kobiet lub takich w moim wieku. Czytam masę scenariuszy, spotykam się z reżyserami, scenarzystami i wybieram te odpowiednie, które przedstawiam potem wielkim potentatom i namawiam ich do ich kupna. Jestem więc ciągle zaangażowana w bardzo frustrujący proces tworzenia nowych filmów.

Co jest dla Ciebie największym wyzwaniem w życiu?

– Każdy chyba ma swoje problemy i ja też czasami czuję się, jakbym była dokładnie w oku cyklonu, starając się prowadzić normalne życie w całym tym filmowym szaleństwie. Przeszłam przez wiele życiowych wyzwań, kwestii rodzinnych, każdy ma swoje zmartwienia. Kto wie, może to mnie dopiero czeka. Sporym wyzwaniem było dziecko w wieku 22 lat i brak oparcia w rodzinie w tym ciężkim dla mnie momencie. To było dla mnie wielkie przeżycie, które mnie ukształtowało życiowo.

Masz w sobie coś swoistego, jakiś nawyk typowy dla Ciebie?

– Jestem dobrze zorganizowana. Lubię, by moje buty były ustawione w szafie w rzędzie tak jak żołnierze. To chyba dosyć dziwne, nie?

Jakie masz rady à propos dbania o urodę i kondycję?

– Jak dbać o urodę. Ja staram się ćwiczyć, uważać na to, co jem, dbać o siebie. Nie zastanawiam się jednak zbyt wiele nad tym, jak wyglądam.

Co myślisz o operacjach plastycznych?

– Co myślę? To niewątpliwie bardzo dobrze płatny zawód. By naprawdę dobrze zarabiać, trzeba zajmować się nieruchomościami albo być chirurgiem plastycznym. Nie zastanawiałam się nad operacją, jeszcze nie teraz. Zapytaj mnie o to za kilka lat (śmiech). Wtedy będę na ten temat mądrzejsza.

Jakie filmy lubisz oglądać, czy masz własną kolekcję filmów?

– Oglądam filmy na kanałach filmowych, nie biorę z wypożyczalni, bo zawsze zapominam je oddać. Co widziałam ostatnio? Nie wiem. Lubię oglądać ponownie filmy sprzed kilku lat.

Jaki jest Twój ulubiony film?

– Mój ulubiony film to stary melodramat „Splendor In The Grass” z Natalie Wood  i Warrenem Beatty.

O czym teraz marzysz, co chciałbyś zrobić, mając trochę wolnego czasu?

– Chciałabym móc więcej podróżować. Mam wrażenie, że już całkiem dobrze poznałam Amerykę, ale jest wiele krajów, w których jeszcze nie byłam. Nie byłam w różnych częściach Indii. Chciałabym dowiedzieć się więcej o świecie, stać się globalnym mieszkańcem świata. To może być jednak trudne, bo dzieci chodzą do szkoły i pewno zostanę w Los Angeles. Są takie momenty, gdy jestem bardzo zajęta swoją karierą, ale kiedy indziej odpoczywam i nic nie robię. Cieszę się, że mogę sobie wybierać, kiedy będę pracować, a kiedy odpoczywać. Naprawdę mam szczęście.

I na koniec jakie jest Twoje życiowe motto?

– Moje motto? Ha,ha, carpe diem!

 

Rozmawiał: Roman Rogowiecki

fot. Glinka Agency

1 komentarz

  1. Pingback: Znajdziecie wyjątkową rozmowę z gwiazdą Hollywood - REESE WITHERSPOON.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Akceptuję zasady Polityki prywatności