Gospodarka azjatycka zdecydowanie stawia na e-commerce. Do Chin czy Japonii doszlusowują kraje Azji Południowo-Wschodniej, które były do tej pory w cieniu kontynentalnych liderów. Do końca roku już prawie 80% konsumentów zrobi tam zakupy przez internet. Co to oznacza dla Polski? Giganci azjatyccy rosną w siłę, więc mają więcej środków na ekspansję. Już jesienią na polskim rynku zadebiutuje platforma Shopee, która zaoferuje polskim kupującym darmowe przesyłki.
Handel internetowy w Azji Południowo-Wschodniej (SEA – zalicza się do niej m.in. Tajlandię, Wietnam, Singapur czy Indonezję) wzrósł o 85% rok do roku, a region jest na ścieżce, aby do końca 2021 r. prawie 80% konsumentów przeszło na zakupy cyfrowe. Tak wynika z corocznego raportu u SYNC Southeast Asia Facebooka i Bain & Company (analityków związanych z mediami społecznościowym Marka Zuckerberga), a wzrost w tym regionie przewyższa takie kraje jak Chiny (5%), Brazylia (14%) i Indie (10%).
Pandemia stworzyła idealne warunki dla rozwoju
– Wzrosty w tych krajach wynikają głównie z dwóch czynników. Pierwszy jest bardzo oczywisty. To pandemia i fakt, że kraje azjatyckie przez długi czas stosowały lockdown znacznie bardziej restrykcyjny niż w wielu krajach europejskich. Choćby granica Wietnamu przez długi czas była szczelnie zamknięta. Lockdown po prostu sprzyja zakupom w internecie, a właściciele marek doskonale zrozumieli, że to czas na e-transformację – mówi Bartosz Ferenc, założyciel Agencja.com, holistycznej agencji specjalizującej się we współtworzeniu oraz marketingu startupów i biznesów z branży e-commerce. – Drugi ważny czynnik to punkt startu. Nie da się ukryć, że kraje Azji Południowo-Wschodniej są w rozwoju gospodarczym krok czy dwa za kontynentalnymi liderami, ale to społeczeństwa bogacące się, więc startując z niższego progu, dokonały agresywniejszych wzrostów. To podobny przypadek jak wyniki e-commerce Polski na tle krajów zachodnich. U nas też wzrost jest nieco wyższy, bo do tej pory sklepy internetowe nie były tak rozwinięte, jak to się dzieje dziś – dodaje Ferenc.
Co więcej, autorzy raportu szacują, że w ciągu pięciu lat handel elektroniczny w krajach Azji Południowo-Wschodniej dalej będzie rósł na potęgę i w efekcie rynek ten prześcignie nawet Chiny, stając się tym samym najszybciej rozwijającą się gospodarką cyfrową w rejonie Azji i Pacyfiku.
Na koniec 2021 r. w krajach SEA będzie 350 mln konsumentów cyfrowych, w porównaniu z około 310 mln na koniec 2020. Wydatki cyfrowe na osobę wzrosły o 60% w porównaniu z ubiegłym rokiem, a ogólna sprzedaż e-commerce ma się podwoić do 2026 r. Wynika to też z tego, że więcej klientów (o 45%) korzysta z Internetu jako głównego kanału zakupu.
Konsumenci SEA są otwarci na odkrywanie nowych produktów i usług, 65% z nich twierdzi, że nie wie, co chcą kupić, gdy korzystają z Internetu, a 51% twierdzi, że w tym roku wypróbowali nowe sklepy internetowe, o których nigdy wcześniej nie słyszeli. Według analizy azjatyccy konsumenci sprawdzają już osiem witryn, zanim podejmą decyzję o zakupie. Jeszcze rok wcześniej było to pięć stron internetowych.
– To wyraźny sygnał dla tych marketplaceów i sklepów e-commerce, że jeszcze nic straconego. Oczywiście markom azjatyckim będzie łatwiej zaciekawić i wykorzystać lojalność konsumentów, ale firmy spoza Azji też mają szansę uszczknąć wiele z tego ogromnego tortu. Polski sprzedawca również nie powinien zapominać o tym regionie. Co prawda dziś kierunek jest odwrotny, a więcej kupujemy w Azji, ale posiadając unikalny produkt, warto trzymać rękę na pulsie i skorzystać z szansy przedarcia się na rynek wschodni – tłumaczy Aleksandra Szarmach, Chief Marketing & Sales Officer z firmy Nethansa, tworzącej oprogramowanie do automatyzacji i optymalizacji sprzedaży na marketplace’ach.
Z ziemi azjatyckiej do Polski
– Ciekawość konsumentów nadal jest niezaspokojona. Dlatego ciągle nie jest za późno, żeby wyjść z ciekawą ofertą na rynku e-commerce. Oczywiście liczby z Azji nie przekładają się wprost na Polskę, ale rozwój tamtejszego handlu internetowego zdecydowanie wpływa na to jak wygląda polski rynek. Choćby dlatego, że azjatyccy giganci mają coraz więcej środków, żeby inwestować w innych częściach świata. Konkurencja już czyha u bram – przekonuje Bartosz Ferenc z Agencja.com.
Przykłady? Jesienią na polski rynek wchodzi Shopee, jeden z największych azjatyckich marketplaceów, który działa również w krajach południowej Ameryki czy w Meksyku. Jak zawalczą o klientów? Przede wszystkim darmową wysyłką, a firma ma już podpisane umowy z największymi firmami kurierskimi działającymi w Polsce. Konsument otrzyma też darmowy voucher, a sami sprzedawcy – przynajmniej na początku – zwolnieni będą z prowizji.
Na działanie konkurencji już odpowiada polski oddział Amazona, który na początku września ogłosił darmowe przesyłki dla zamówień realizowanych bezpośrednio u tego giganta. Promocja nie nie dotyczy to zatem sprzedawców, którzy oferują się na Amazonie, ale nie korzystają z systemów logistycznych amerykańskiej firmy. Warunkiem jest dokonanie zakupów powyżej 40 złotych.
E-commerce w Polsce. Wzrosty i tylko wzrosty
Zapotrzebowanie na silnych graczy jest spore, o czym świadczą dane z raportu analityków PwC: „Strategie, które wygrywają. Liderzy e-commerce o rozwoju handlu cyfrowego” z czerwca 2021 roku. Wynika z niego, że przez ostatnie 12 miesięcy sprzedaż produktów online wzrosła o 35%. Za wzrost odpowiada w dużej mierze handel detaliczny, choćby w segmencie odzież i obuwie już blisko 45% zakupów robimy w sieci.
Z danych agencji badawczej Dun & Bradstreet A Dun & Bradstreet Company dowiadujemy się natomiast, że w ciągu siedmiu ostatnich lat liczba sklepów internetowych wzrosła aż o ponad 53%.
Wzrost zainteresowania e-handlem to także czas żniw dla firm dostarczających przesyłki. Już trzy z nich (Poczta Polska, InPost i DHL) może poszczycić się ponad 10 tysiącami miejsc, skąd konsumenci mogą odebrać paczkę.