Zostań członkiem

Otrzymuj najlepsze oferty i aktualizacje dotyczące Magazynu LBQ.

― Reklama ―

spot_img

Jedynie 34 proc. Polek wierzy we własne możliwości, a zdaniem 71 proc. badanych jest to cecha wyróżniająca osoby pewne siebie

Według najnowszego badania pewność siebie jest ważniejsza dla kobiet niż dla mężczyzn, częściej też uważają ją za cechę pozytywną. Zdaniem ponad ⅔ Polaków pewność...
Strona głównaRozmaitościKrajobraz(owa) po bitwie, czyli pierwszy rok prac nad kodeksami reklamowymi

Krajobraz(owa) po bitwie, czyli pierwszy rok prac nad kodeksami reklamowymi


11 września 2015 roku w życie weszła ustawa o zmianie niektórych ustaw w związku ze wzmocnieniem narzędzi ochrony krajobrazu zwana ustawą krajobrazową. Czekały na nią liczne gminy, miasta, właściciele i zarządy nieruchomości oraz cała branża reklamy zewnętrznej. Ustawa miała uporządkować przestrzeń publiczną, jasno określając m.in. zasady funkcjonowania legalnych nośników reklamowych. Na bazie wytycznych, zawartych w nowym akcie prawnym, poszczególne miasta deklarowały podjęcie prac nad lokalnymi uchwałami, doprecyzowującymi zapisy ustawy na konkretnych obszarach. Co udało się wypracować w ciągu tego roku? Które miasta rozpoczęły pracę nad kodeksami reklamowymi? Jak wpłynęło to i dalej będzie wpływać na wygląd miast oraz kondycję branży reklamowej?

 

12 miesięcy i co dalej?

Ustawa krajobrazowa z jednej strony dawała ogromne szanse, a z drugiej mimo wszystko budziła sporo niepokoju. Nowe prawo cedowało na lokalne władze uprawnienia w zakresie ustalania zasad lokowania nośników reklamowych. Zasady te regulować miały uchwały rady gminy, stanowiące akty prawa miejscowego. Poza wytycznymi dotyczącymi reklam w kodeksach miały znaleźć się zapisy dotyczące sytuowania obiektów małej architektury oraz ogrodzeń, włącznie z ich gabarytami, standardami jakościowymi, a nawet rodzajami materiałów, z których mogą być wykonane. Rady gminy mogły zatem wyznaczać odpowiednie reguły sytuowania wspomnianych obiektów a nawet całkowicie zakazać ich lokowania. Tak daleko idące uprawnienia mogły ograniczać prawo własności, dlatego też sprawa została skierowana do Trybunału Konstytucyjnego i czeka na jego opinię. Mając na uwadze powagę sytuacji, część urzędników wstrzymała się z podjęciem decyzji o rozpoczęciu prac nad kodeksami, aż do czasu jej wyjaśnienia. Część jednak, niezrażona, postanowiła wykorzystać szansę i podjąć próbę usystematyzowania zasad funkcjonowania obiektów wyróżnionych w ustawie. Szczególnie istotną kwestią stało się stworzenie kodeksów reklamowych. Niejako to właśnie reklamy najbardziej przeszkadzały lokalnym władzom. Prace podjęły m.in. Łódź, Warszawa, Kraków, Gdańsk, Gdynia, Szczecin. Każde z tych miast na swój sposób próbowało wypracować reguły, które zdaniem urzędników byłyby najbardziej satysfakcjonujące.

W mediach pojawiały się nieustające dyskusje na temat słuszności podejmowanych działań, pracy urzędników, proponowanych zapisów, które nierzadko budziły sprzeczne emocje. Na szali po jednej stronie stawiano zdanie samorządów lokalnych, a z drugiej liczne opinie ekspertów z branży reklamowej, właścicieli i zarządców nieruchomości, przedsiębiorców oraz mieszkańców. Nie było łatwo o kompromis. Część z miast decydowała się na podjęcie dialogu i rozpoczęcie konsultacji nie tylko z mieszkańcami, ale i z właścicielami nośników. Czy były to owoce dyskusje? Trudno to jednoznacznie określić. Jedno jest pewne – proces wdrażania uchwał już się rozpoczął i raczej na ten moment wszystko wskazuje, iż miasta, które rozpoczęły prace, do końca zrealizują swój plan, a branża reklamowa będzie musiała się do tego dostosować. Niezwykle istotna okazała się rola organizacji jednoczących przedstawicieli branży reklamowej. Przykładem może być Ogólnopolska Izba Gospodarcza Reklamy Wielkoformatowej, która to uczestniczyła w pracach nad kształtem dokumentu niemalże od początku procesu tworzenia ustawy i lokalnych uchwał, sukcesywnie dzieląc się swoją wiedzą, analizując poszczególne propozycje władz, podpowiadając konkretne rozwiązania pozwalające zatroszczyć się o interes każdej ze stron.

Reklamodawca (nie)zagrożony

Przez niejasną sytuację związaną z pracami nad lokalnymi uchwałami ucierpieć może nie tylko branża reklamowa, ale i sami reklamodawcy. Chaos jaki powodują niedoprecyzowane wytyczne lokalnych władz, często brak dostosowania przepisów do realiów branży reklamowej – nierzadko absurdalne zapisy ciężkie do zastosowania w przypadku poszczególnych nośników na danym terenie – przekładają się na nastroje na rynku reklamy. Czując się niepewnie, reklamodawcy obawiają się, że kampanie, które miałyby zostać zrealizować finalnie nie zostaną wdrożone, albo ich koszt znacząco wzrośnie. W branży reklamowej kontrakty niezwykle często podpisywane są z dużym wyprzedzeniem i są to umowy długofalowe, a brak jasnych komunikatów przekłada się na zawieszanie decyzji.

Warto jednak uspokoić reklamodawców. Rok 2017 będzie dla nich okresem bezpiecznym. Wpływ na to będą miały chociażby okresy przejściowe, deklarowane przez poszczególne miasta. Owszem, ilość nośników w następnych latach zgodnie z wytycznymi będzie się sukcesywnie zmniejszać, będą one zmieniały swój wygląd, zyskają bez wątpienia na prestiżu, ale sami reklamodawcy będą mogli w pełni z nich korzystać. Czy zmienią się stawki za ekspozycję reklam? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak. Wpływ na to będzie miało wspomniane już ograniczenie powierzchni reklamowych na rynku jednak na pewno nie nastąpi to od razu – komentuje Dariusz Skraba, Prezes Zarządu ad i media Group.

Plus czy minus?

Niemalże wszyscy zadają sobie sobie pytania dotyczące skutków wprowadzenia ustawy krajobrazowej i poszczególnych kodeksów reklamowych. Sprawa dotyczy bowiem nie tylko samej branży reklamowej, ale także lokalnych przedsiębiorców, właścicieli i zarządców nieruchomości, mieszkańców, jak i samych miast. Do tej pory każda ze stron czerpała korzyści z ekspozycji reklam – firmy posiadające nośnik otrzymywały opłaty za eksponowane tam kampanie, właściciele nieruchomości w zamian za udostępnienie powierzchni pod nośnik zyskiwali dodatkowe środki na remonty i bieżące prace konserwacyjne, społeczność dzięki temu mogła mieszkać w zadbanych budynkach, a do budżetu miasta wpływały środki z tytułu opłaty reklamowej. Wiele osób liczyło na uporządkowanie przestrzeni miejskiej, ale mieli nadzieję na rozsądne podejście – wzajemne poszanowanie interesów, docenienie osób działających w myśl litery prawa, a ukarania jedynie tych, którzy decydują się na nielegalne formy reklamy. Jednak okazało się to jednak nie do końca oczywiste. Miasta otrzymały możliwość na pozyskanie dodatkowych funduszy, związanych z koniecznością uiszczenia opłaty od każdej formy reklamowej, a jednak podejmują decyzje o usuwaniu nośników. Branża reklamowa spodziewała się odmiennego obrotu sprawy, szczególnie w miejscach, gdzie lokalne władze decydowały się na konsultacje społeczne, jednak nie zawsze się tak dzieje.

Aspekt ekonomiczny wprowadzanych zmian budzi spory niepokój. Najbardziej nowe reguły odczują oczywiście firmy z branży reklamy zewnętrznej – nie tylko stracą część powierzchni, ale też będą musiały z własnego budżetu pokryć koszt demontażu nośników, które zostaną wskazane jako niezgodne z uchwałami. Nie sposób pominąć też kwestie związane z redukcją etatów – jeśli firmy będą realizowały znacznie mniej kampanii na posiadanych nośnikach, nie będą one potrzebowały aż tak dużego sztabu ludzi, a co za tym idzie, rozpoczną się zwolnienia – mówi Prezes zarządu ad i media Group.

Ograniczenie możliwości pozyskiwania środków z ekspozycji reklam może również doprowadzić do pogorszenia się stanu licznych budynków, w tym także zabytkowych kamienic. Jak pokazują liczne przykłady z Krakowa, Gdańska, Warszawy, Wrocławia czy Łodzi, wpływy te pomagały odrestaurować nieruchomości, które to bez dodatkowego zastrzyku finansowego nie miałyby szans na remont wiążący się z kilkumilionowymi inwestycjami, na które właścicieli i mieszkańców nie było stać. Dotyczy to zarówno dużych remontów i siatek wielkoformatowych instalowanych na rusztowaniach, jak i bieżących prac, na które fundusze pozyskiwane są chociażby z ekspozycji billboardów na ścianach szczytowych budynków.

Krok wstecz

Kolejną kwestią wartą poruszenia jest zamknięcie się na nośniki digitalowe ze strony miast takich, jak chociażby Kraków, Gdańsk czy Łódź. Wprawdzie miasto Łódź po konsultacji z branżą dopuściło w projekcie Uchwały Rady Miasta takie nośniki, ograniczyło jednak znacznie ich funkcjonowanie w przestrzeni miejskiej i dopuściło istnienie tych form reklamy tylko na publicznych placach z ograniczeniem ilości do jednego nośnika na każde 30.000 m.kw. Taki ukłon w stronę firm digitalowych jest cenny, jednakże mocno zmniejsza atrakcyjność ekspozycyjną dla reklamodawców. Znaczne zredukowanie bądź wyeliminowanie nośników cyfrowych ze strefy miejskiej oznacza brak zrozumienia branży i ignorancję wobec światowych trendów. Sama ustawa krajobrazowa nie wyklucza z rynku nośników cyfrowych. Chęć ich eliminacji z miast jest niezrozumiała, powoduje, iż znów jest wykonywany krok wstecz – nie ma miejsca w naszym kraju dla zaawansowanych technologii outdoorowych i realizacji reklamy na najwyższym, światowym poziomie.

Miastowe rewolucje

Ile miast, tyle pomysłów na rewolucje reklamowe. Część z nich starała się stworzyć zasady pozwalające zachować pewien kompromis pomiędzy interesami wszystkich stron – samego miasta, mieszkańców i lokalnych przedsiębiorców, branży reklamowej. Warto tu wspomnieć chociażby Kraków, który obecnie pracuje nad dostosowaniem zapisów kodeksu reklamowego w oparciu o dialog prowadzony z przedstawicielami branży reklamowej. Na bazie sugestii ekspertów, w tym także tych zrzeszonych w Ogólnopolskiej Izbie Gospodarczej Reklamy Wielkoformatowej, wprowadzono w zapisach zmiany dotyczące chociażby siatek wielkoformatowych, które nadal będą mogły być eksponowane podczas remontów budynków, jednak będą musiały być zgodne z normami czasowymi oraz powierzchniowymi. Krakowscy urzędnicy wraz z branżą reklamową opracowują wspólnie kolejne zagadnienia, dokładnie przyglądając się nośnikom już istniejącym, wszystkim przesłanką dotyczącym ich użyteczności, parametrom i realiom miejskim, a także szansom i zagrożeniom jakie będą niosły zmiany.

Podobne podejście wykazują władze Katowic, chcąc przy tym powierzyć przygotowanie projektu uchwały zewnętrznemu wykonawcy. Obecnie uruchomiony został tam dialog techniczny. Na tej podstawie zostanie ustalony zakres uchwały oraz sposób zbierania informacji z rynku. Można więc domniemywać, iż urzędnikom zależy nie tyle na samym wdrożeniu kodeksu, ale przede wszystkim na zrobieniu tego profesjonalnie, w oparciu o opinie mieszkańców, branży reklamowej i lokalnych przedsiębiorców, jako bezpośrednich interesariuszy sprawy.

W opozycji do takiego podejścia stoi między innym Łódź, która to jako pierwsza chce uchwalić Kodeks Reklamowy – najprawdopodobniej nastąpi to jeszcze pod koniec tego roku. Wyznaczono tam twarde wytyczne, nie zważając na przedstawiane argumenty ekspertów. Łódzkie władze bardzo restrykcyjnie określiły możliwości lokowania nośników, co w opinii osób związanych z branżą reklamy zewnętrznej wygeneruje ogromne straty.

Jeżeli kodeks reklamowy wejdzie w formie identycznej do tej, przedstawionej w projekcie Uchwały Rady Miejskiej, straty firm outdoorowych, wynikające z wyeliminowania przez Miasto nośników pow. 18 m.kw. (m.in. tablice 12 m x 3 m, 12 m x 4 m oraz backlighty 8 m x 4 m) – co daje w sumie ponad 120 tablic – mogą wynieść, tylko z samego wynajmu, ok. 4,1 mln PLN rocznie. Nie mówiąc o demontażu wykluczonych nośników, które w większości są trwale związane z gruntem. Jeśli chodzi zaś o straty wynikające z braku możliwości wynajmu siatek wielkoformatowych będzie to ok. 4,5 mln PLN rocznie. Ważne, by podkreślić nie tylko sam aspekt utraty pieniędzy przez firmy, ale i daleko idących skutków, związanych z utratą pracy przez firmy podwykonawcze, czy też koniecznością spłaty kredytów zaciąganych na nośniki i sprzęt, które staną się po części bezużyteczne – wylicza Dariusz Skraba.

Ciekawym przykładem może okazać się również Płock, gdzie został rozpisany przetarg na opracowanie kodeksu krajobrazowego, jednak został on unieważniony ponieważ nie wpłynęła żadna oferta.

Widać zatem ogromny dysonans w podejściu władz poszczególnych miast. Jakie są tego przyczyny? Trudno jednoznacznie stwierdzić, pewne jest jednak, że jeśli urzędnicy nie będą na tyle otwarci, by skorzystać ze wsparcia ekspertów i wsłuchać się w głosy lokalnych przedsiębiorców, ustawa nie przyniesie spodziewanych efektów.

Magdalena Wymazała