Mimo chwilowych zawirowań pandemia SARS-CoV-2 nie powinna trwale wpłynąć na rynek długoterminowego najmu mieszkań. W Polsce wciąż utrzymuje się deficyt takich lokali, rynek przed pandemią był w fazie górki, a gospodarka rosła, podobnie jak dochody gospodarstw domowych. Dlatego też możliwe są spadki stawek czynszów, ale będą one krótkotrwałe. Większe zmiany mogą za to zajść na rynku najmu krótkoterminowego. Część właścicieli mieszkań wynajmowanych dotąd na doby spostrzeże, że jest to bardziej ryzykowne, i zmieni profil działalności.
– Rynek najmu krótkoterminowego w tej chwili praktycznie nie istnieje. Powstał za to rynek najmu średnioterminowego, czyli część osób, która dotychczas wynajmowała mieszkania na krótki termin, teraz umożliwia wynajem na okres ok. trzech miesięcy. Nie chcą ich wynajmować na rok lub dwa, wierząc, że wkrótce wrócą dobre czasy. To wydaje się taktyką dość trudną w realizacji, ponieważ niewielu najemców potrzebuje mieszkania na trzy miesiące. Większość chce jednak wynająć je na dobę, na tydzień lub na stałe. Mało kto wynajmie mieszkanie na kilka miesięcy, wiedząc, że za chwilę będzie musiał szukać kolejnego. Sam proces przeprowadzki jest zbyt męczący, żeby powtarzać go tak często – mówi Artur Kaźmierczak, partner zarządzający Grupy Mzuri.
Pandemia koronawirusa zachwiała rynkiem najmu mieszkań. Jak wynika ze statystyk grupy, o ile jeszcze w marcu liczba wynajmowanych lokali nie odbiegała od normy – o tyle już w kwietniu spadła o około 50 proc. Około 10-krotnie zmniejszyła się także liczba telefonów od potencjalnych najemców, ale z drugiej strony – większa ich część kończy się podpisaniem umowy. Rośnie również odsetek przedłużonych umów najmu. W przypadku Mzuri w kwietniu br. wyniósł on 73 proc. już w pierwszym tygodniu miesiąca (dla porównania, w kwietniu 2019 roku wyniósł 75 proc. w całym miesiącu).
– To, czy i jak rynek najmu długoterminowego zmieni się w długim okresie, będzie uzależnione od tego, jak generalnie zmieni się nasza gospodarka. Nie sądzę, by w długim okresie zmieniło się wiele. Być może taką trwałą zmianą będzie to, że część ludzi przywyknie do pracy z domu, część korporacji przestawi się na pracę zdalną i pojawi się trend rezygnacji z najmu tych najmniejszych mieszkań. Jednak nie sądzę, żeby w innych aspektach długoterminowy wpływ pandemii był bardzo duży – mówi Artur Kaźmierczak.
Jak prognozuje, największe zmiany mogą zajść na rynku najmu krótkoterminowego. Część właścicieli mieszkań wynajmowanych dotąd na doby spostrzeże, że ta działalność jest bardziej ryzykowna niż najem długoterminowy, i zmieni profil w tym kierunku.
– Mieszkania, które były wynajmowane na dobę, łatwo mogą być przekształcone na potrzeby najmu długoterminowego. Z reguły są lepiej wyposażone i wykończone niż lokale długoterminowe. Część właścicieli takich mieszkań dostrzeże, że najem długoterminowy jest dużo mniej ryzykowny, i trwale zostawi swoje mieszkania na tym rynku – ocenia partner zarządzający Grupy Mzuri.
Ze statystyk grupy wynika jednak, że jak dotąd na rynek nie wpłynęła duża liczba mieszkań wcześniej przeznaczonych na najem dobowy. Wyjątkiem są trzy lokalizacje: warszawskie Śródmieście, okolice Starego Miasta w Krakowie oraz gdańskie Główne Miasto. Takie lokale z najmu dobowego są z reguły wykończone w wysokim standardzie, a jednocześnie często oferowane po stawkach obniżonych o ok. 10–15 proc. względem przeciętnych stawek rynkowych.
Grupa prognozuje jednak, że w dłuższej perspektywie wpływ konkurencji ze strony mieszkań na wynajem krótkoterminowy na cały rynek będzie ograniczony. Wynika to m.in. z faktu, że stanowią one małą część całego rynku (ok. 2–2,5 proc.). Na około 30–50 tys. mieszkań na doby przypada ok. 1–1,1 mln lokali oferowanych na długi okres.
Partner zarządzający Mzuri podkreśla też, że na tę chwilę trudno wyrokować, jak zmienią się ceny i czynsze najmu. Krótkoterminowo można spodziewać się spadków, ale z drugiej strony rynek przed pandemią był w fazie górki, gospodarka rosła, podobnie jak dochody gospodarstw domowych, a w Polsce wciąż utrzymuje się duży deficyt mieszkań na wynajem. Dlatego po krótkotrwałych spadkach sytuacja powinna wrócić do normy, jeżeli ograniczenia związane z pandemią koronawirusa nie będą się przedłużać.
– Poziom pustostanów zależy od dwóch–trzech czynników. Pierwszym z nich jest to, czy imigranci, którzy wyjechali z Polski, wrócą i będą chcieli zostać. Drugim czynnikiem jest to, jak będzie wyglądał kolejny rok akademicki, czy studenci będą we wrześniu szukać mieszkań, żeby wynająć je od października, czy też będą uczyć się zdalnie i nie będą potrzebować mieszkań w dużych miastach. Trzeci czynnik to poziom bezrobocia i generalna sytuacja ekonomiczna, która warunkuje to, czy ludzi stać, aby w ogóle wynająć mieszkanie. Trzeba jednak zauważyć, że banki już znacząco zaostrzyły politykę kredytową, w związku z czym dostępność kredytów hipotecznych jest mniejsza, trudniej jest kupić mieszkanie na własność. Z kolei w warunkach dużej niepewności ludzie też odwlekają tak poważne zakupy jak inwestycja we własne mieszkanie – wskazuje Artur Kaźmierczak.
Statystyki grupy wskazują, że jak na razie na rynku nie nastąpiły spadki czynszów, nie widać też presji najemców na obniżenie stawek. W marcu Grupa Mzuri rozłożyła na raty spłatę czynszu tym najemcom, którzy wpadli w kłopoty z powodu pandemii, ale nie miało to charakteru masowego. O działania pomocowe (np. zawieszenie, obniżkę czynszu) wystąpiło raptem ok. 8 proc. najemców, przy czym łączna wartość wnioskowanej pomocy stanowiła zaledwie ok. 0,6 proc. całości czynszów należnych za kwiecień.