Andrzej Pągowski: Nie interesuje mnie tylko „śpiewanie nut”


 – Przepadam za spotkaniami z klientem. Za twórczymi dyskusjami i walczeniem o moją wizję. – mówi w rozmowie z Law Business Quality Andrzej Pągowski.

 

W wakacje zakończyła się wspaniała wystawa na Zamku Królewskim w Warszawie „Nowy poczet władców Polskich – Świerzy kontra Matejko”, czy to koniec tego projektu, którego był Pan pomysłodawcą i organizatorem?

– Ależ nie. To był początek. Mój profesor Waldemar Świerzy malował ten poczet prawie 10 lat. Zakończył go tuż przed śmiercią w listopadzie 2013 roku. Wystawa, którą zaprezentowaliśmy na Zamku, to początek dużego projektu edukacyjnego, mającego na celu przypomnienie Polakom skąd i od kogo pochodzą. Dlaczego tu i teraz jesteśmy. Jak to było z naszymi władcami. To ważne, szczególnie dla młodych ludzi, których ciągnie w świat. Ale jednak do korzeni się wraca.

Ale przecież już jest wspaniały poczet królów Jana Matejki, chyba każdy Polak go zna?

– Nie do końca. Oczywiście poczet Matejki istnieje i jest to chyba najbardziej znane dzieło polskiego artysty. Ale…

Wszyscy świetnie wiedzą, jak wygląda np. Mieszko czy Chrobry.

– Może wiedzą, ale większość z nas uważa, że Matejko namalował swój poczet, a to nie prawda.

Sama widziałam kolorowe portrety, chyba nawet gdzieś ostatnio w gazecie.

– No właśnie – kolorowe. Poczet Matejki to 44 czarnobiałe, niewielkie rysunki (rysowane ołówkiem na papierze).

A te kolorowe?

– To malowane (według Matejki) prace jego uczniów Leonarda Stroynowskiego i Zygmunta Papieskiego.

Chyba niewiele osób o tym wie?

– To prawda i dlatego kilkanaście lat temu pomyślałem o stworzeniu nowego pocztu. O zmierzeniu się z Matejką.

Sam chciał Pan to malować?

– No może na początku. Ale tylko przez chwilę (śmiech). Od razu pomyślałem o Waldemarze Świerzym. Autorze setek wspaniałych współczesnych portretów. To musiał być artysta instytucja. Potężna indywidualność. Mocne nazwisko i dorobek. Tylko taki twórca mógł się zmierzyć z Janem Matejką.

Boleslaw Smialy Szczodry

I myślę, że się udało. Byłam na wystawie i w tłumie zwiedzających słyszałam słowa zachwytu, zdziwienia, ale i sporej dozy akceptacji dla tego typu wizerunków. Trzeba powiedzieć, bardzo innych od Matejkowskich, współczesnych i odważnych.

– Tak, wystawę obejrzało kilkadziesiąt tysięcy osób. Jej dużym atutem stało się zestawienie w jednym miejscu pocztu Matejki i pocztu Świerzego, a także wspaniałe intrygujące opisy władców autorstwa mojego przyjaciela Marka Klata. Te teksty to taki „bohater drugiego planu”.

Ale była też strona edukacyjna.

– Oczywiście. Takie są założenia tego projektu. Przede wszystkim dzięki Muzeum Narodowemu we Wrocławiu prezentowaliśmy pięć oryginalnych rysunków Matejki, a dzięki naszym Partnerom NBP, Poczcie Polskiej i Filmotece Narodowej mogliśmy wzbogacić wystawę o prezentację kolekcji monet i banknotów Narodowego Banku Polskiego, wspaniałą serię znaczków prezentującą cały poczet Matejki wydaną przez Pocztę Polską oraz zdjęcia z polskich filmów ukazujące, jak scenografowie i kostiumolodzy wyobrażali sobie naszych królów. Okazuje się, że wszędzie inspirowano się wizerunkami Matejkowskiego pocztu.

Ale Świerzy pokazał ich zupełnie inaczej.

– Tak. Świerzego nie interesowały detale ubioru, zdobienia itp. Tę „lekcję historii” wspaniale „odrobił” Jan Matejko. Jego interesowali ludzie. Sam powiedział w jednym z wywiadów, kiedy pracował nad pocztem: „Matejkowski poczet tak się przyjął, że dziś nie wyobrażamy sobie innego. A ja postanowiłem go sobie wyobrazić, chciałem mieć na obrazach prawdziwych ludzi”. I to mu się udało. Jego władcy to postacie z krwi i kości, piękni i okrutni. Wredni i dostojni. Myślę, że widzowie to docenili, a równocześnie „odkurzyliśmy” troszkę Matejkę. To zestawienie bardzo wszystkim przypadło do gustu.

Wystawa się zakończyła i co dalej?

– Już szykujemy następną.

Może Pan zdradzić, gdzie ona będzie?

– Teraz już tak. Mamy podpisaną umowę z Muzeum Narodowym w Gdańsku. Wystawa planowana jest od czerwca do października 2016 r. w „Zielonej Bramie”.

To piękne miejsce.

– Tak, wymarzone i też związane z królami.

Jadwiga

Nad czym Pan teraz pracuje?

– Równolegle prowadzę kilka projektów. Najciekawszy to ten dla Sony, ale tematu na razie nie zdradzę. Jest to w pewnym sensie kontynuacja hitu, jakim była seria „Sony Cinema Icons”, która została wgrana do nowego Smarfona XPERIA Z3 oraz prezentowana na wielu wystawach w Polsce. Na przełomie roku zaprezentujemy piątą już edycję kalendarza dla Firmy Gedeon Richter. Tym razem zaprosiłem 12 artystek. Zapowiada się bardzo ciekawie. Jak zwykle zestaw nazwisk bardzo mocny. Kontynuuję także projekt „Think BIG” z UPC oraz nowy projekt poświęcony sztuce Digital. To wszystko wspaniałe i nowe wyzwania.

A Andrzej Pągowski grafik, plakacista? Co na tapecie?

– Co prawda plakatów nie zamawia się zbyt wiele, ale mam kilka projektów. Szykuję się do nowej premiery dla Teatru Stefana Jaracza w Olsztynie. Będzie to „Tango” Mrożka.

No i praca we własnej firmie…

– To podstawa. Tutaj spędzam najwięcej czasu przy różnych projektach. Obecnie kończymy kilka dużych projektów, a ciągle przed nami nowe. To wspaniałe uczucie, że są firmy, które doceniają autorski sposób projektowania, coś w stylu „szycia na miarę”.

I Pana to cieszy? To przecież praca na ustalonych warunkach, z klientem, który grymasi, zmienia, robi uwagi.

– Ale ja to kocham. Przepadam za spotkaniami z klientem. Za twórczymi dyskusjami i walczeniem o moją wizję. Mam to szczęście, że do mnie zwracają się firmy, które chcą coś więcej niż praca agencyjna. Ostatnio byłem na sztuce „Callas” w Och-Teatrze. Krystyna Janda wspaniale pokazała, na czym polega to „coś”, co odróżnia „Artystę” od „artysty”.

Mógłby Pan wyjaśnić?

– Jest to sztuka o lekcji śpiewu. Do Callas przychodzą młodzi śpiewacy, by czegoś się nauczyć lub po prostu zaprezentować się i poddać ocenie. „Czy Pan wie, co Pan śpiewa” – pyta adepta popisującego się arią z Toski. Ten bezczelnie odpowiada, że nie potrzebuje rozumieć tekstu, by dobrze zaśpiewać. „Nieprawda” – mówi Janda (Callas), „to Pan śpiewa tylko nuty”. Zrozumiałem, że mnie właśnie nie interesuje tylko „śpiewanie nut”. Muszę żyć projektem, wczuć się w niego. Rozebrać go na cząstki i potem złożyć. To mnie kręci i chyba o tym wiedzą klienci mojej firmy KreacjiPro.

Dziękuję i życzę jak najczęstszych sukcesów. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.

Rozmawiała: Ilona Adamska

 

Andrzej Pągowski – urodzony w 1953 roku. Absolwent PWSSP w Poznaniu. Jest autorem ponad 1200 plakatów wydanych drukiem od 1977 roku w Polsce i zagranicą. Ponadto zajmuje się ilustracją książkową i prasową, jest autorem okładek wydawnictw płytowych, scenografii teatralnych i telewizyjnych, scenariuszy filmów i teledysków. Uprawia malarstwo. Laureat licznych nagród polskich i międzynarodowych. Swoje prace prezentował na wielu wystawach indywidualnych w kraju i zagranicą. Jego plakaty znajdują się między innymi w zbiorach MoMA i Centrum Pompidou. MoMA umieściło plakat „Uśmiech wilka” wśród 100 najważniejszych dzieł sztuki nowoczesnej w swoich zbiorach.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Akceptuję zasady Polityki prywatności